środa, 21 maja 2014

W Mroku (5)

Eh, miałam to dodać już w niedzielę, ew. wczoraj, ale tak wyszło, że pół notki mi się skasowało i musiałam zaczynać od nowa. Tym razem wydaje mi się, że będzie nawet lepsza. A więc, zapraszam :)


     Wchodząc do kuchni, oniemiałam z wrażenia. Mimo, że nie byłam biedną osobą, a nawet nie przeciętnie majętną, na taki sprzęt nie mogłabym sobie pozwolić. Byłam fanką gotowania, odkąd tylko nauczyłam się czytać przepisy, ale wyposażenie było zawsze niezadowalające. Piekarnik nagrzewał się nie do tej temperatury, mikser nie miał odpowiedniej szybkości, żeby ciasto nie zrobiło się zbyt rzadkie. Tysiąc problemów, z których nie ma jak wyjść.
      Swego czasu należałam nawet do klubu kulinarnego w szkole, ale po śmierci Jason'a... Odrzuciłam w kąt dołujące myśli i z radością przystąpiłam do obchodu. Czułam się jak w raju,a  Saah obserwował mnie z widocznym zadowoleniem. Pewnie był z siebie dumny, choć nawet nie przyszło mi do głowy, by zastanawiać się skąd wiedział.

- Co chciałbyś zjeść? - zapytałam nagle. Od czegoś trzeba było zacząć.
- Hm, może naleśniki? - uśmiechnął się zawadiacko i spojrzał na mnie szczenięcymi oczyma. Co dziwne, podziałało.
- Jasne, weź wszystkie składniki, a ja wyjmę przyrządy.
     Musiałam przeszukać parę szafek, pełnych nowiuśkich zastaw z porcelany w różnych zdobieniach, nowych sprzętów i zastawy stołowej. Po co mu było aż tyle tego? Mieszkał tu tylko on, no i ja... Póki co. Prawda była taka, że nie zamierzałam się stąd wynosić, przynajmniej nie w rychłej przyszłości. Jednak na wszystkie okoliczności trzeba było być gotowym. W moim wypadku psychicznie.
     Kiedy ustawiłam wszystko na blacie, zorientowałam się, że czegoś mi brakuje. Składniki leżały poukładane obok siebie, wszystko posortowane, jednak... Westchnęłam niezadowolona. Wiedziałam, że kiedy się zorientuję co jest nie tak, będę na siebie co najmniej wściekła. Oczywiście, nie pomyślałam o mące. Puknęłam się otwartą dłonią w czoło i odwróciłam do smoka.
     Saah stał do mnie tyłem, machając jednym skrzydłem. Zarechotałam głupio, w sumie bez żadnego konkretnego powodu. Po prostu mnie to rozbawiło. Czerwonowłosy niezadowolony spojrzał na mnie i dopiero wtedy wybuchłam śmiechem. Całą twarz umorusaną miał mąką, a jego mina wyglądała przekomicznie. Jakby nie wiedział co się stało.
- Co to ma być? - rzekł, patrząc podejrzliwie na stojący u jego stóp worek.
- Mąka - wydusiłam pomiędzy napadami radości. Usiadłam na podłodze, nie mogąc ustać.
     Niespodziewanie spadł na mnie śnieg. Pomyłka, to nie to. Smok patrząc na mnie szyderczo, sypał z worka proszek, tuż nad moją głową. Pisnęłam i poderwałam się na nogi. Chciałam pochwycić go za rękę, ale zręcznie się uchylał.
- Tak chcesz się bawić? Proszę bardzo! - najprawdopodobniej zapomniał, że za nim stały jeszcze dwa wielkie wory. Złapałam jeden z nich i bez najmniejszych skrupułów rozerwałam u góry.
     Jedną ręką trzymałam płócienny materiał, a drugą sypałam mąkę na Saah'a, niczym kwiaty. Musiało to wyglądać nie mniej niż komicznie, ale było zabawne. Chłopak obrócił się na pięcie, co poskutkowało niemal natychmiastowym upadkiem. Skakałam wokół niego i sypałam mąką, dopóki nie pociągnął mnie za nogę.
      Odruchowo spanikowałam i zaczęłam machać rękoma w powietrzu, ale wylądowałam u niego na kolanach, co w sumie było i tak lepszą alternatywą niż zimne, twarde kafelki. Śmialiśmy się tak przez chwilę, łapiąc uciekające oddechy i ciesząc się swoim towarzystwem.Czy to jest to, co nazywają Syndromem Sztokholmskim ? 'Nie ważne' pomyślałam w odruchu. Nic mnie to nie obchodziło, dopóki to czułam.
      Po chwili usłyszałam jakby warczenie. Poderwałam się na równe nogi, rozglądając w poszukiwaniu źródła dźwięku. Zastanawiałam się co to może być. Pies? Inny smok? Może jakiś potwór? Spanikowana przeszukiwałam wzrokiem ciemne zakątki pomieszczenia. Spojrzałam na Saah'a mając zamiar zapytać go, czy też to słyszał. Jednak on siedział i patrzył w kąt z obfitym rumieńcem na policzkach, rozlewającym się w sumie aż na szyję. Przez chwilę nie kojarzyłam faktów, ale kiedy już zrozumiałam o co chodzi, zaśmiałam się serdecznie. Burczało mu w brzuchu !
- Mogłabyś już zrobić te naleśniki...- powiedział niezadowolony, podnosząc się z ziemi.
- Robię, tylko daj mi tę mąkę - westchnęłam odprężona. Groteskowość sytuacji nie docierała do mnie w najmniejszym calu.
- Już, łap, siermięgo - zdziwiłam się, słysząc przezwisko, którym nazywał mnie Jason. O dziwo, nie wywołało to we mnie smutku. Miałam wrażenie, że on może sobie na coś takiego pozwolić. W jego ustach brzmiało to całkiem naturalnie i prawidłowo.
     Saah wpatrywał się we mnie badawczo, jakby czekając na reakcję. Uśmiechnęłam się do niego radośnie i wzięłam się za przygotowanie posiłku. Spomiędzy warczenia miksera i lekkiej piosenki lecącej w radiu usłyszałam, że smok rozmawia przez telefon. Niestety nie zwróciłam wówczas uwagi na słowa, bo po co przykładać do tego wagę. Byłam zbyt zajęta gotowaniem.
     Kiedy złociste placuszki już leżały ułożone na pięknym talerzu, czerwonowłosy wkroczył do kuchni. Był w garniturze, a na czuprynie oparł czarne, przeciwsłoneczne okulary. Spojrzał tęsknie na naleśniki.
- Muszę wyjść
- Dokąd? - starałam się wyglądać spokojnie. W środku targały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony byłam zaintrygowana, z drugiej zaniepokojona, a z innej - smutna.
- Do... pracy - zająknął się nieznacznie i uciekł wzrokiem w bok. Wydało mi się to niezmiernie podejrzane, ale cóż poradzić. Westchnęłam niezadowolona i oparłam się o szafki.
     Chłopak, który teraz wyglądał bardziej na mężczyznę ( którym możliwe, że był), podszedł do mnie i objął w pasie. Oparł brodę na czubku mojej głowy i szepnął:
- Wszystko będzie dobrze, szybko wrócę.
      Niezdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa, przez ściśnięte ze smutku gardło, tylko pokiwałam głową i lekko odepchnęłam go od siebie. Jeszcze chwila, a bym już nie puściła. Nigdy. Patrzyłam na jego szerokie i silne plecy kiedy odchodził. Dziwiłam się sama sobie, że nie zauważyłam jak wysoki i postawny jest. Dumając nad tym wszystkim przez chwilę, zorientowałam się, że nie miał skrzydeł! Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęły.
      Spojrzałam w lewo, na złote placki i wyrzuciłam resztę masy, której nie chciało mi się smażyć. Wszystko schludnie posmarowałam truskawkowym i morelowym dżemem, przykryłam talerzykiem i odstawiłam na bok. Jednak nie byłam głodna.
      Dzień spędziłam zwiedzając posiadłość. Wszystkie pokoje były odnowione, na ścianach wisiały obrazy, a ogród za oknem wyglądał na zadbany. Zastanawiałam się jak mógł to wszystko naprawić w jedną noc. Niepojęte.
      Nagle trafiłam na zamknięte drzwi. Niestety nie byłam super bohaterką i nie mogłam ich otworzyć. Nie było klucza pod dywanem. Nie była to też jakaś marna powieść, żeby się okazało, że nagle zamek trzaska i oto wrota się otwierają. Co to, to nie. Wzruszając ramionami, odeszłam wraz z moją niezaspokojoną ciekawością. Czasem się trzeba z losem pogodzić.
      Cały dzień szwendałam się bez celu, pragnąc by smok wrócił do domu. Czytałam w tym czasie "Dumę i uprzedzenie" Jane Austen. Zawsze byłam fanką takiej literatury. Dziwactwa chodziły za mną krok w krok. Jednak do samego wieczora siedziałam sama. Nie mogłam już się zdecydować co mam robić.
       Zaczęło się ściemniać, a mnie zaczął ogarniać strach. Zapaliłam wszystkie dostępne w zasięgu ręki lampy i siedziałam skulona w fotelu, w salonie. Nigdy nie posądzałam się o aż taki lęk, ale dopiero pierwszy raz siedziałam sama w ogromnym domiszczu. Zaczęłam oddychać coraz szybciej, co poskutkowało pojawieniem się czarnych plam przed oczami. Wywołało to tylko większą panikę, więc spróbowałam się uspokoić. W końcu wylądowałam w kącie z kocem na głowie.
      Nie wiem jak długo tak siedziałam, ale Saah nie wracał do domu. Czujnie nasłuchiwałam każdego dźwięku, a na skrzypnięcie jakiejś deski reagowałam spazmatycznym oddechem, a z czasem krzykiem. W końcu wiekowy zegar wybił godzinę dwunastą. Nie wytrzymałam.
      Zerwałam się na równe nogi, ciągnąc za sobą moją zasłonę. Nie wiem czy nie byłam przypadkiem święcie przekonana, że dzięki temu mnie nie widać. Coś w rodzaju 'pelerynki niewidki'. Biegłam przed siebie ze łzami w oczach i przewracałam co się napatoczyło. Najbardziej przestraszyłam się lampy, która była wyższa ode mnie. Szklany klosz rozbił się na milion kawałków, na których pokaleczyłam sobie bose stopy. Niektóre fragmenty wbiły się głębiej,a z każdym krokiem wżynały się coraz głębiej w ciało.
        Jednak ja tego nie czułam. Wybiegłam przez frontowe drzwi i pognałam w noc, nie obracając się ani razu za siebie.


Eh, udało mi się. No cóż, poczekaliście sobie naprawdę długo, ponieważ czasu mi brakuje strasznie. Postaram się jak najszybciej napisać Wam Władców, a potem Anahi. Już dziś sobie zacznę! Jeśli macie jakieś życzenia na one shot'a to piszcie w komentarzach, może coś wybiorę :3 Tymczasem
--oceńcie moi mili--

<<Poprzednia część                                                                                             Następna część>>

2 komentarze:

  1. cudowne. :)
    mam nadzieję, że szybko dodasz resztę, bo mam wiele pytań :)
    po za tym dziwę się, że bohaterka tak szybko przyzwyczaiła się do smoka. :)
    mam nadzieję, że wszystko skończy się jak najlepiej. :)
    czekam na nn.
    pozdrawiam, Healy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Czyta się szybko ale historia wciąga. Oby tak dalej :)

    Zapraszam do mnie: http://zaginony-element.blogspot.com/
    Właśnie zaczęłam pisać opowiadanie i liczę na twoją opinię :D

    Przy okazji gdyż jestem tu nowa, a twój blog mi się spodobał to nominuję Cię do Liebster Award (szczegóły znajdziesz u mnie w notce "Nominacje" na blogu wymienionym wyżej :D )

    Będę zaglądać częściej! ;).

    OdpowiedzUsuń