poniedziałek, 2 czerwca 2014

W Mroku (6)

No więc, nie mam chyba jeszcze specjalnie nic ciekawego do powiedzenia dzisiaj. Chyba, że... nienawidzę geografii :) Łapcie kolejną część!

     
      Biegłam przed siebie, przez zadbany trawnik na którym nie było ani jednej gałązki, która mogłaby jeszcze bardziej okaleczyć moje stopy. Widocznie szkło wystarczyło. Czułam, że powoli tracę czucie w lewej stopie, ale nie przejmowałam się tym tak samo, jak nie obracałam za siebie. Pędziłam na złamanie karku, a oddech palił moje płuca żywym ogniem.
      Coraz ciężej było mi poruszać nogami, ponieważ adrenalina opadała, kiedy znajdowałam się coraz bliżej mojego domu. Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że przybiegłam tam automatycznie. Stałam pod budynkiem z czerwonej cegły, w którym po jednej ścianie zwinnie wspinał się bluszcz.

      Patrzyłam na okno mojego pokoju na pierwszym piętrze, tuż koło sypialni rodziców. Zasłonięte było beżowymi zasłonkami, których nie mogłam dostrzec, ale wiedziałam, że właśnie takie są. Wybierałam je razem z Jason'em na moje czternaste urodziny. Ileż to czasu minęło, ponad trzy lata.
      Usiadłam na trawniku, patrząc na dróżkę prowadzącą za dom. Do ogródka w którym stała huśtawka, grill i drewniany stół osłonięty obszernym parasolem. Jak co roku, rodzina urządzała imprezę dla znajomych z pracy. Pozwoliłam sobie przypomnieć jak to było, kiedy mój brat jeszcze żył.
      Jason był dość wysokim, ale chudym i nieproporcjonalnym chłopakiem. Miał czarne włosy, które zawsze układały się w artystyczny nieład i nawet najbardziej zacięty fryzjer nie potrafił tego zmienić. Nigdy nie pozwolił ściąć ich na krótko. Oczy miał jakby bursztynowe, jak ja - była to chyba jedyna rzecz, która naprawdę nas łączyła.
       Poza tym on był odważny i lubiany wśród ludzi, a ja nie. Dopóki żył nie miałam zbyt wielkich problemów, ponieważ zawsze mnie bronił i nikt nie chciał mu podpaść. Nie był żadnym typem spod ciemnej gwiazdy, po prostu wszyscy chcieli zyskać jego sympatię. Grał na gitarze elektrycznej i czasem na fortepianie, zwykle wtedy gdy nie mogłam spać i go o to prosiłam. Jego muzyka miała okropnie melancholijne brzmienie, które kołysało mnie tak skutecznie, że bardzo szybko zasypiałam.
       Czułam jak łzy zaczynają toczyć mi się po policzkach i chlipnęłam cicho, mając nadzieję, że nikogo nie obudzę. Moja matka miała bardzo lekki sen, więc było to nawet prawdopodobne. Przetarłam oczy, podnosząc się z ziemi i idąc w stronę ogrodu.Zatrzymałam się dopiero pod oknem brata, patrząc na pergolę po której zawsze wdrapywał się do swojego okna. Często zostawiałam mu je otwarte, a jeśli nie mogłam chyłkiem przemknąć do jego pokoju, po prostu podważał zamek moją wsuwką do włosów.
       Przypominałam sobie jego zwinne ruchy, które zawsze trochę mnie dziwiły, ponieważ wydawał mi się tak patykowaty, że nie mogłam zrozumieć jak może się tak wyginać. Czasem miałam wrażenie, że wyglądał jak z gumy. Zawsze lubił się rozciągać i dużo biegać, był typem sportowca, ale nie można go było porównać do tych wszystkich głupich osiłków. Miał tytuł najmądrzejszego ucznia z całej uczelni.
       Patrząc na wszystko bez entuzjazmu, sama zaczęłam wspinać się po drewnianych belkach. Kiedy już na niepewnych nogach stałam przed jego oknem, ujrzałam moją matkę śpiącą w jego łóżku. Leżała pod jego ulubioną pościelą, w mojej piżamie i z pluszakiem, którego dostałam od Jason'a. Był to zielony królik, który trzymał w łapkach różową marchewkę.
       Przyglądałam się jej w rozczuleniu, widząc ciemne wory pod jej oczami i ślady łez na policzkach. Może nie była matką roku, ale się nami przejmowała. W końcu nosiła nas pod sercem przez około dziewięć miesięcy, a później zarywała dla nas noce i dnie, kiedy byliśmy chorzy lub smutni.
       Łzy znowu zakręciły mi się w oczach, lecz nie mogłam puścić się parapetu i ich wytrzeć. Spadłabym. Dlatego tylko pozwalałam im powoli spływać i patrzyłam dalej.
       Byłam strasznie do niej podobna. Miałyśmy takie same ciemnobrązowe włosy i identycznie zadarte, proste nosy. Odziedziczyłam też po niej parę piegów na twarzy, której nie można też nazwać pyzatą. Byłyśmy mniej więcej tego samego wzrostu, choć u mnie centymetr więcej może był. Nasze włosy skręcały się w loki i kończyły w okolicach łopatek. Byłam jej młodszym klonem.
      To stwierdzenie mogłoby być trafne, gdyby nie odziedziczone po ojcu oczy. Ona jako jedyna w całej rodzinie miała błękitne. Właśnie w tym momencie jej powieki uniosły się, a jasne tęczówki skierowały w jej stronę. Poderwała się zdziwiona, patrząc na nią szeroko rozwartymi oczyma. Podbiegła do okna i dłuższą chwilę, jeszcze zaspana, mocowała się z klamką.
- Charlotte? - powiedziała, wychylając się poza krawędź. Nie mogłam na to patrzeć, złapałam ją za ramię i wepchnęłam delikatnie do środka. - Myślałam, że coś ci się stało! Dziecko, czy ty wiesz jakie zmartwienie sprawiłaś mi i tacie?! Myślałam...myśleliśmy...że coś ci się stało. Jak Jason'owi...
      Kiedy zaczęła płakać, było to dla mnie zbyt wiele. Łzy matki naprawdę były jedną z najgorszych rzeczy, jakich można doświadczyć w całym życiu.
- To ja, mamo. Nie mogłam wrócić... przepraszam - chlipnęłam cicho, czując jak drżą mi ramiona, a ręce z wysiłku zaciskają się i kurczą. - Teraz też nie powinno mnie tu być.
- Co ty gadasz? - spojrzała na mnie jak na wariatkę. Pociągnęła mnie za ramię, niezbyt delikatnie, ale wybaczyłam jej to. Była zdenerwowana.- Najlepsze co mogłaś zrobić to właśnie tu wrócić i tu zostaniesz.
      Nagle czując zdecydowanie, wiedziałam że miała rację. Już miałam wgramolić się przez okno do środka, nie przejmując się nawet czekającym mnie zapewne szlabanem, kiedy poczułam, że coś oplata mój brzuch. Złapałam mamę za rękę, kiedy coś oderwało mnie od "podłoża" i podciągnęło w górę. Niechcący wyrwałam jej z rąk mojego pluszaka.
       Ona patrzyła na mnie przerażona, a ja tylko ściskałam przytulankę przy piersi i zanosiłam się płaczem.
- Przepraszam, mama - wyłkałam głośno.
      Słyszałam uderzenia skrzydłami rozlegające się za moimi plecami i silne podmuchy wiatru. Widziałam panoramę miasta pod sobą, która była lekko zamazana. Tuliłam do siebie prezent od brata, nie mówiąc nic. Wiedziałam co się dzieje, więc nie protestowałam.
- Uciekłaś ode mnie - usłyszałam głos Saah'a i nieznacznie kiwnęłam głową. Nie było sensu kłamać.


No to na dzisiaj tyle :) Ostrzegam, że powoli zbliżamy się do końca! Mam nadzieję, że się podobało i proszę o opinie ;) W następnej kolejności szykuję wam Władców Olimpu i Zapowiedź nowego opowiadania - 12 miesięcy, 4 pory roku, jedno życie ( ostrzegam, że to nie ma raczej nic wspólnego z takim fantasy) / po zakończeniu W Mroku zacznę pisać Syrenę :p!
Pozdrawiam i wszystkim, którzy czytają to wieczorem życzę miłej nocy, za dnia - miłego dnia, a sobie mówię dobranoc :)
Do przeczytania!

<<Poprzednia część                                                                                             Następna część>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz