wtorek, 17 czerwca 2014

Legenda Słowika (9)

Co prawda najpierw miałam wstawić WO, ale ta część akurat wychodzi mi póki co tak sztywno i beznadziejnie, że mi samej nie chce się tego czytać. Dlatego przychodzę do Was z Anahi i Kai'em, oraz gdzieś zagubionym, smutnym Noah'em :) Piszę tę notkę około godzinę przed tym jak wyjadę na wycieczkę, w razie gdybym umarła gdzieś po drodze (hahaha) to się o tym na pewno dowiecie :p Ktoś się tym zaopiekuje najpewniej, a jak nie to zrobię temu komuś Paranormal Activity... No nic, rozpisałam się. Zacznijmy z 'tekstem właściwym' !


       Stajenny Karol, aż wstrzymał oddech czekając na jej reakcję. Stała tak dosłownie chwilę, nic nieznaczący moment. W końcu niepewnym krokiem ruszyła w stronę klaczy, która obserwowała ją czujnie swymi czarnymi oczami. Kiedy Anahi w końcu podeszła do niej, jakby z wahaniem, położyła rękę na jej pysku kawałek nad chrapami, które rozdęły się chcąc pochwycić jej zapach. Dziewczyna zdziwiona zaśmiała się, a koń parsknął. Wtem odezwał się Kai:

- Nie jest to właściwie do końca angielka. Często nazywamy ją szlachetną półkrwią, z tego powodu iż jej matka była czystym arabem, a ojciec wyścigowym folblutem. Jak widzisz, nie jest zbyt wysoka, żebyś w razie wypadku nie spadała nie wiadomo jak długo i co byś sobie kości nie połamała. Ot, marne metr siedemdziesiąt w kłębie - chłopak zdawał się naprawdę wciągać w to, o czym opowiadał. Musiał kochać te zwierzęta. Jego oczy nabrały łagodnego wyrazu, kiedy patrzył na klaczkę, która podbiegła do niego spokojnie. - Podkłusowała, tak się nazywa ten chód konia. Jak można zauważyć po ojcu odziedziczyła dobrze zbudowaną szyję, suche i zdrowe nogi, a także brak wad postawy. Matka zostawiła jej w spadku maść i szlachetny wygląd pyska. Zachowuje się jak typowa arabska klaczka, jest delikatna, wrażliwa i impulsywna, oraz gdy już się zdenerwuje to bardzo trudno ją uspokoić. Szybko przywiązuje się do swojego jeźdźca, jeśli ten ją dobrze traktuje, prawda maleńka?
      Klacz w odpowiedzi zarżała cichutko, a Anahi nabrała coraz to większego przekonania, że ona ich rozumie.
- Oczywiście, że rozumie! Za kogo ty ją masz? - Kai spojrzał na nią ze zdenerwowaniem.
- Nie czytaj mi w myślach, Kai. To, że przez chwilę ci na to pozwoliłam, nie oznacza początku twojej samowolki - westchnęła trochę zmęczona. Dopiero teraz, gdy emocje opadły, poczuła jak naprawdę się czuje.
      Wiedziona impulsem podeszła do swojej towarzyszki i przytuliła się do niej. Oba wampiry zamarły na chwilę, lecz gdy klacz nie wierzgnęła, ani nie ugryzła jej, odetchnęli z ulgą. Dziewczynie nagle w głowie zaświtała myśl:
- Nazywa się Bubble Tea, prawda? Dlaczego akurat tak?
- Mój ojciec tak ją nazwał - odpowiedział Kai ostrożnie, jakby niepewny. - Urodziła się akurat wtedy, gdy naprawdę marzył o wynalezieniu musującej herbaty, coś jakby zwykły ziołowy napar i szampan w jednym. Stwierdził, że koniecznie musi mieć tak na imię, inaczej nie spełni się w swoim końskim życiu.
      Po raz pierwszy od dłuższego czasu coś ją rozbawiło. Prosta, lekko pokręcona rzecz, a jak może ucieszyć!
- Więc twój tata jest naukowcem? Czy wynalazcą? Może dwa w jednym? - zaczęła zadawać pytania z prędkością wystrzeliwania pocisków z karabinu maszynowego. Cóż poradzić, kto pyta - nie błądzi.
- Nie można powiedzieć o nim nic dokładnego poza tym, że jest wampirem i jest bardzo stary. Mieszka w Pensylwanii, a raczej pod nią i jest surowym, choć miłosiernym władcą.
- Jak pod Pensylwanią? - zmęczenie dawało się we znaki na tyle, że mogła jedynie wyobrazić sobie starszego pana schowanego pod mapą Europy.
- Ty już lepiej nie myśl, dziewczynko... Pod całym krajem rozciągają się jaskinie i tunele, które stanowią nasze miasteczko. Nasz mały wampirzy kraj, który zwiemy Vampylwanią. Nie komentuj nazwy, nie ja wymyślałem - zastrzegł się Kai, jakby wiedział, że Anahi aż korci, żeby coś powiedzieć. Tak samo wiedział, że to zamknie jej usta.
      Kiedy w głuchej ciszy, która nagle zapadła rozbrzmiał dzwonek telefonu wampira, wszyscy jakby się otrząsnęli. Karol bez słowa złapał klacz za uzdę i odprowadził do większego, czarnego ogiera, który swoją drogą wyglądał imponująco. Bardzo władczo. W sam raz jak dla księcia nocnych stworów, postrachu dziewic...
       'Tylko bez tego drugiego. Jestem pijawką, a nie pedofilem' czarnowłosy odezwał się obrażonym tonem, cicho na skraju jej świadomości. ' Nie jesteś, nie jesteś. Inaczej już bym miała kłopot!' powiedziała w miarę radośnie, mając nadzieję jakoś go rozchmurzyć, bo po wcześniejszej, rozluźnionej atmosferze nie było ani śladu. 'Dziwne by było, gdybyś go przy mnie nie miała...' Anahi nie była pewna, czy ostatnią wypowiedzieć sobie domyśliła, czy naprawdę usłyszała.
       Zastanawiając się o co może chodzić, spojrzała w stronę drzew. Automatycznie szukała błyszczących zielonych ślepi, których niestety nie dojrzała w ciemnościach, co tylko bardziej ją zmartwiło. Nie potrafiła się złościć, nawet nie wiedziała czemu. Czuła potrzebę protekcji tego wilka, choć był od niej dwa, a może i więcej razy silniejszy, szybszy i elastyczniejszy.
       Chodziło jej bardziej o ochronę ducha, psychiki. Miała wrażenie, że Noah przeszedł już tyle, że niewiele dzieli go od ostatecznej granicy. Nie chciała się jednak przekonywać co znajduje się za nią, bo wiedziała, że to jest złe. Coś, czego nie chciałaby znać. Nie chciałaby znać jego po poznaniu tego...czegoś.
       Chcąc zająć myśli, poszła za Kai'em do salonu. Jednak nie zastała go tam, więc obstawiając, sprawdziła najbardziej prawdopodobne według niej miejsce jego pobytu - kuchnię. Zdziwiło ją to bardziej niż się spodziewała, ale i tam go nie było. Za to z góry zaczęły dobiegać jakieś stuki i puki, które zaniepokoiły dziewczynę.
       Jak mogła się spodziewać, zaprowadziły ją one aż pod drzwi jej własnego pokoju. Kiedy zajrzała tam, nieomal wybuchła śmiechem. Kai stał po środku okropnego sajgonu, złożonego z jej ubrań i książek z trzech półek. Minę miał nietęgą, można by rzec, że zmartwioną.
- Nie masz nic odpowiedniego na królewski dwór? No mała, proszę cię. Nie każ mi się załamywać.
- Nie, nie mam - odpowiedziała radośnie. Wydawało jej się to całkiem na miejscu, że cieszy się z jego "nieszczęścia".
- Ładnie, ładnie. Tak życzyć bliźniemu, zobaczysz! Niech cię Bozia pokara - pogroził jej palcem, a ona miała mgliste wrażenie, że tak zawsze mówiła do niej babcia Stella.
- A ty co, nagle taki ideał cnót i moralności? - prychnęła na niego, lecz Kai nie zareagował tak jak chciała. W sumie to nie zareagował w ogóle.
- Tak. Chciałbym być miły i świecić dla ciebie przykładem...
- Chęciami to piekło jest wybrukowane, mój drogi - zaśmiała się szyderczo pod nosem. - Poza tym, póki co to świecisz tylko arogancją.
       Zapanowała cisza, kiedy chłopak dalej przeglądał zawartość jej szafy. Rzucił jej wymowne spojrzenie, które wydało jej się bardzo podobne do tego, które skierował wcześniej na Bubble Tea i... tego drugiego, czarnego konia.
- Szafrana, a jest to koń maści karej i rasy fryzyjskiej. Najlepszy ogier z prywatnej hodowli Karolka - pochwalił się Kai. Wyglądało na to, że desperacko pragnął zmienić temat. Anahi nie zamierzała naciskać, nie miała na to siły.
      Chwilę potem przejęła się zupełnie czym innym. Ona przecież nie umiała jeździć!
- Dasz radę, instynktownie. Zobaczysz - uśmiechnął się do niej delikatnie. Nie przestał przy tym poszukiwań.
- No nie wiem...- przełknęła ślinę, lekko wystraszona.
       Według niej Tea dalej była okropnie wysoka, nie wspominając o Szafranku Kai'a. Na ten wieżowiec to już by nie wsiadła, za żadne skarby świata.
- Wieżowiec? Chciałbym Ci pomóc, ale...
- Przed chwilą powiedziałam ci coś, na temat 'chcę - nie chcę' - parsknęła zniecierpliwiona.
      Kai spojrzał na nią jakby z politowaniem i westchnął zmęczony. Ręką przejechał po twarzy i odgarnął do tyłu kosmyk włosów, który zleciał mu na oczy. Jego burzowe tęczówki znów skierowane były na nią. Czuła się oczarowana.
- Jak myślisz, dokąd trafi taki potwór i morderca jak ja? Twój bóg mnie tam nie zechce, gdzie chciałabyś bym trafił.
- Nie jesteś mordercą.
      Nie była do końca pewna swoich słów, co musiał wyczuć w krótkiej przerwie pomiędzy jednym, a drugim słowem. Patrzył na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy i milczał. Nie komentując jej wypowiedzi, uśmiechnął się. Anahi wiedziała, że był to wymuszony grymas, więc tylko skinęła głową, gdy powiedział.
- Ruszajmy, znajdę ci coś u siebie.



No to do zobaczenia później, ja się muszę zawijać :< Jakoś w środę wracam, w czwartek pewnie dodam kolejne przygody Charlotte i Saah'a. Jeśli są jakieś błędy to przepraszam, bo piszę na szybko, żeby nie zostawiać Was z niczym, moi drodzy! :)
Pa pa!
P.S. Kocham z Was tych, którzy wpadają tu do mnie regularnie <3

<<Poprzednia część                                                                                             Następna część>>

2 komentarze:

  1. Przeczytałam przed chwilą wszystkie "Części" (?).
    Żałuję trochę, że opowiadanie nie ma nazwy. Ale nie będę się mieszać. Jako, że powinnam skomentować przygodę Anahi to zaczynam.
    Kai i Noah są po prostu przecudowni (eh, ci aroganci) i nie potrafię sobie wybrać do jakiemu teamu chcę należeć. Noah - jest sam w sobie zaje...fajny, wilkołak, umięśniony i taki, no nie wiem... Kai - podzielam jego pasję (konie) oraz uwielbiam jego arogancje, no bo taka już jestem :D
    Co do Ahai: mam wrażenie, że zakochała się w Noah'u (nie wiem jak się odmienia jego imię), ale nie chcę się do tego przyznać przed samą sobą.
    Czekam na następny i staję się fanem "Części", no wiesz, musisz to opowiadanie jakoś nazwać.
    Czekam na następny, flaw. :)
    http://paradiseultra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. opowiadanie samo w sobie nosi nazwę takie jak imię głównej bohaterki, bo pomysłu kompletnie nie mam, co jest dla mnie wielkim problemem i smutkiem w sumie. Cieszę się niezwykle, że Ci się podoba, oczywiście sama jestem zakochana chyba we wszystkich bohaterach moich opowiadań, skoro sama ich tworzę :) Co do Anahi to w jej sercu powstanie jeszcze bardzo duże zamieszanie wywołane różnymi wydarzeniami, ale w końcu się zdecyduje i nie mam zamiaru mówić, na którego z nich :)

      Usuń