poniedziałek, 2 czerwca 2014

Legenda Słowika (8)

Tak jak obiecałam, dodaję kolejną część dość szybko. Jestem teraz mega szczęśliwa, więc to chyba normalne. Nauka poloneza w toku, trzymajcie za mnie kciuki, żebym nie połamała sobie nóg na balu :)


      Usta Noah były miękkie i ciepłe, co niebywale zaskoczyło dziewczynę. Jej zdaniem trochę wstyd było się przyznać, że całowała się po raz pierwszy. Pocałunek chłopaka smakował troską, radością i czymś słodkim, co trudno było jej nazwać.
      Z początku, zdziwiona chciała go odepchnąć, lecz on tylko przyciągnął ją do siebie bliżej i położył jedną rękę u nasady jej karku, a drugą na okolicach krzyża. Klęczeli po środku drogi, na co najwidoczniej tylko Anahi zwróciła większą uwagę. Przez chwilę szamocząc się w jego ramionach, chciała zaprotestować, ale wtedy jego język wślizgnął się pomiędzy jej wargi.
      Zdębiała. Teoretycznie rzecz biorąc, wiedziała na czym polega całowanie, ale nie mogła przewidzieć, że będzie to tak dziwne uczucie. Nawet gdyby chciała, nie mogłaby już dłużej zwracać uwagi na otaczający ją świat. Zatraciła się w tym uczuciu, niebywałym i cudownym, każdą komórką ciała. Pozwoliła mu pogłębić pocałunek, który już z wielkim zapałem oddawała.

      Jednak kiedy ręka Noah powędrowała powoli na jej biodro, a następnie w stronę brzegu koszulki - spanikowała. Odepchnęła go, czego najprawdopodobniej się nie spodziewał, bo zdziwiony klapnął na ziemię. Patrzył na nią pytającym wzrokiem, ale Anahi nie była w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Nie - burknęła tylko pod nosem.
- Nie? Co nie?
     Chłopak wyglądał na lekko oszołomionego i dalej wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
- Nie pozwolę ci tego zrobić! - wykrzyknęła oburzona tym, że zachowuje się jakby nie wiedział o co chodzi.
- Anahi...- wilkołak próbował załagodzić sytuację miłym tonem, a nawet spróbował do niej podejść, ale ona cofnęła się. Robiła to za każdym razem kiedy próbował.
      Najprawdopodobniej trochę go to zdenerwowało, ale wreszcie zatrzymał się w miejscu. Dopiero do dziewczyny przemówiły emocje takie jak zawstydzenie, rozczarowanie i złość. Bądź, co bądź nie zapytał jej o zgodę, a ona powoli zaczynała traktować go jak przyjaciela. Ta sytuacja skomplikowała ich prostą relację, którą wcześniej mogła się w pełni cieszyć.
       Spojrzała na Noah zbolałym wzrokiem, który powiedział mu wszystko. Chłopak zagryzł wargę i spojrzał w stronę lasu:
- Nie wiem, czy dzisiaj wracam - rzucił krótko i odbiegł.
      Może się to zdawać trochę bezduszne, ale Anahi ani przez chwilę nie pomyślała o tym, żeby za nim pobiec. Było jej zbyt głupio i niezręcznie, a myśli miała niepoukładane. Musiała wszystko sobie przemyśleć. Zebrała zakupy leżące na ziemi i ruszyła w dalszą drogę, nie przejmując się trwającą właśnie nocą, odgłosami które niejednego człowieka przyprawiłyby o ciarki i cieniami, które wychylały się spomiędzy drzew. Szła przed siebie, myśląc tylko o tym jak się czuła, kiedy Noah... Potrząsnęła głową.
- Nie myśl o tym - powiedziała na głos, wzruszając ramionami. Gdyby wcześniej nie wypłakała wszystkich łez, zrobiłaby to teraz, ale miała to szczęście, że jej oczy były całkiem suche.
- Dobre podejście - usłyszała nagle.
       Odwróciła się gwałtownie, patrząc w mrok. Nikogo nie mogła dostrzec w tych egipskich ciemnościach, choć wytężała wzrok i obracała głowę do tego stopnia,  że bolała ją szyją.
- Bu - poczuła na uchu czyjś oddech i podskoczyła przestraszona, ledwie utrzymując się na prostych nogach. - Za tobą.
- Kai...- warknęła wściekła. Prawie umarła ze strachu, bo jemu zachciało się żartować.
      Kiedy wreszcie ujrzała wampira w szarej koszulce i czarnych spodniach, westchnęła znużona. Potarła dłonią oczy i spojrzała na niego jeszcze raz. Dopiero teraz zwróciła uwagę na łańcuszek zawieszony na szyi, który kończył się pod jego koszulką. Poczuła nieodpartą potrzebę dowiedzenia się, jaką zawieszkę skrywa.
- Co to za naszyjnik?
- To? - Kai spokojnie wyjął nurtujący ją przedmiot spod koszulki. - Taka tam rodzinna błyskotka.
      Anahi stała wmurowana, patrząc na zawieszkę wykonaną ze szczerego złota. Przedstawiała ona małego słowika, a materiał z którego został wykonany imitował jego prawdziwy, żółty kolor. Przełknęła ślinę i skinęła głową, nie chcąc robić rabanu z czegoś, co mogło być tylko jej snem. Jednak wampir zauważył, że coś jest nie tak.
- Mów - powiedział krótko i zwięźle, wiedząc że będzie wiedziała o co mu chodzi. Nie było sensu protestować.
- Miałam sen o kobiecie i słowiku. Słyszałam taką piękną pieśń, ale ona potem się urwała i nie wiem co dalej...- powiedziała zagubiona dziewczyna. Miała wrażenie, że im bardziej stara sobie coś przypomnieć, tym mniej pamięta. - Jeśli nadejdzie potrzeba... jako słowik ci zaśpiewam.
      Czarnowłosy patrzył na nią szeroko rozwartymi oczyma, a ona nie rozumiała co się stało. Zanuciła tylko kawałek, który na dobrą sprawę zapamiętała jako jedyny. Cisza przedłużała się jakby w nieskończoność, a Anahi marzyła o tym, żeby chłopak się odezwał. Powiedział cokolwiek, żeby nie czuła się tak samotna i wyobcowana, taka... odrębna. Patrzyła na niego błagalnie, ale on tylko stał i patrzył w stronę drzew.
- Musimy jechać do Królestwa - rzucił nagle, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dokąd? - zapytała, mając nadzieję, że uzyska choćby namiastkę informacji.
- Do mojego domu. Państwa wampirów. Kolebki Legendy Śpiewającej Damy, zwanej Słowikiem - wymieniał, idąc przed siebie. Po drodze zabrał jej siatki, co nie przeszkadzało żadnemu z nich. - Nazywaj to jak chcesz.
      Dziewczyna patrzyła na jego plecy, nie mając siły zadawać pytań. Wiedziała, że kiedy już się uspokoi, będzie miała ich multum i skrycie planowała, że Kai na to wszystko jej odpowie. Będzie musiał, skoro chce ją zabrać do nieznanego miejsca.
      Zatrzymało ją nagłe olśnienie. Będzie musiała wyjechać! Co powie rodzicom, a raczej jak im to przekaże pozostawało tajemnicą. Zwykle kiedy byli poza domem, nie dało rady się z nimi skontaktować. Nawet listowna forma nie miała sensu, ponieważ skrytki pocztowe sprawdzali co - w najlepszym wypadku, dwa tygodnie. Telefonów nie nosili ze sobą, a jeśli już to mieli słaby zasięg, więc rozmowa brzmiała jak gaworzenie dwójki małych dzieci. Anahi potarła twarz rękoma i po części załamała się.
      Wiedziała, że nie ma nawet najmniejszych szans by uciec Kai'owi, który co chwila oglądał się na nią, jakby odgadując jej zamiary, mimo mentalnego muru z czerwonej cegły, który ich dzielił. Mogła co najwyżej spróbować się ratować, kiedy dotrą do jej domu. 'Pójdziemy najpierw do mnie, prawda?' spróbowała zadać mu w myślach pytanie. 'Tak, musisz zabrać rzeczy. Poza tym, zostawisz jakiś list, weźmiesz sobie jakiś prowiant na drogę do mojego zamku i zabezpieczysz wszystkie ważne rzeczy' odpowiedział jej, a ona poczuła jego zadowolenie i dumę, kiedy zdał sobie sprawę, że jest silną telepatką.
       Poniekąd jej się to udzieliło, więc szła ucieszona, skrywając myśli o Noah gdzieś na obrzeżach psychiki. Tliła się w niej słaba iskra zapału podróżnika, więc możliwość zobaczenia miejsca, o którym wiele osób marzy - w to jej graj. Była w cudownym nastroju.
      Kiedy dotarli z powrotem do znajomego budynku i weszli do środka, Anahi usiadła na miękkim fotelu i zapadła się w nim z lubością.
- Nie moglibyśmy odpocząć? Padam z nóg - ziewnęła szeroko. Jednak Kai rozmawiał przez telefon i tylko pokręcił głową, co łatwo można było zinterpretować jako jego odpowiedź na pytanie. - No błagam cię, ja nie mam niewyczerpanych rezerw siłowych, ponieważ jestem człowiekiem, a nie jakimś nadprzyrodzonym szajsem...
      Wampir rzucił jej groźne spojrzenie słysząc obelgę i skrzywił się nieznacznie. Pokiwał palcem, tak jak to się robi do małych dzieci, kiedy chce pokazać się im, że coś zrobiły źle. Tak zwane "nunu", bądź "ciuś ciuś". Jej rodzice kłócili się zawsze, która opcja jest odpowiedniejsza, w wyniku czego Anahi nigdy nie brała na poważnie żadnej.
      Wstała niezadowolona, wyglądając przez okno. Zamarła, widząc za nim niewyraźny kształt, który patrzył prosto na nią. Groza ściągnęła jej łopatki i już otwierała usta, już kazała krzyczeć... ale gardło miała ściśnięte. Niebieskie oczy nieznajomego świdrowały ją na wylot i zdawały się lekko zniecierpliwione. Kai nieczuły na ogólną atmosferę strachu, podszedł do szklanych drzwi i rozsunął je na całą szerokość.
      Do salonu wkroczył mężczyzna, który w świetle wyglądał bardziej na przyjaznego. Był w podeszłym wieku, a jego płonące błękitne oczy miały w sobie figlarne iskierki.
- Przestraszyła się mnie panienka?! Moje najszczersze przeprosiny! - ukłonił się w pas, udając że uchyla kapelusza. - Jestem stajennym i woźnicą paniczyka Kai'a. Karol się nazywam, choć mówią na mnie Kary. To dlatego, że wszystkie moje konie są kare. Nie moja to wina, że fryzyjska rasa jest najpiękniejsza!
      Mężczyzna prowadził wywód na ten temat jeszcze długą chwilę, a Anahi ledwo powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. Nie wiedziała czy mężczyzna odbierze to jako objaw impertynencji, czy może głupoty. Wolała nie ryzykować, więc spokojnie go słuchała.
- Jednak panicz mi wszystko powiedział, więc panienka ma innego konia. Kasztankę, piękna klacz. Angielskiej krwi, jedyna w swoim rodzaju! Niechże panienka zerknie, może tak pięknej kobietce do serca przypadnie!
      Dziewczyna z lekką obawą wyszła przed dom. Nigdy nie była do końca przekonana co do zwierząt większych od niej, lecz czuła swoistą potrzebę spełnienia prośby starszego pana. Kiedy zobaczyła swojego przyszłego rumaka, aż zapomniała oddychać z wrażenia. Klacz była niespotykanie piękna i patrzyła na nią oczyma zbyt mądrymi na nierozumną istotę.


Starałam się tym razem trochę więcej napisać, ale nie wiem jak wyszło. Napiszcie co o tym sądzicie :)
Pozdrawiam Was i dziękuję za to, że mam tu już ponad tysiąc wyświetleń. Nie wiecie nawet ile to dla mnie znaczy, ze tu zaglądacie :) Spodziewajcie się niedługo W Mroku, bądź jakiegoś One Shot'a , a także zapowiedzi kilku opowiadań! Tymczasem nie będą się one pojawiać na pewno zbyt często, ponieważ zaraz czeka mnie bal i wycieczka klasowa. Szczerze mówiąc? Nie chcę tracić mojej klasy :(

<<Poprzednia część                                                                                             Następna część>> 

1 komentarz:

  1. Źle czuję się z tym, że komentuję ten post dopiero dzisiaj, ale wcześniej nie miałam ku temu sposobności.
    Jednak bardzo mi się to spodobało. Jak nie Noah, to nagle pojawia się Kai. Czyżby później hmm.. bardziej by się zaprzyjaźnili? No, cóż czekam.
    Pzdr.
    http://opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń