niedziela, 27 kwietnia 2014

Legenda Słowika (4)

Wracam z częścią czwartą Anahi, może dzisiaj dodam jeszcze W Mroku, ale to nie wiem czy nie dopiero pod wieczór. W każdym razie powinno się niedługo pojawić :)


      Wielkim rozczarowaniem dla Noah było to, że musieli iść piechotą. Przez połowę, jak dla dziewczyny, niedługiej drogi - marudził.
- Daleko jeszcze?
- Nie - odpowiedziała zdziwiona. Przecież powinien być bardziej wytrzymały od niej.
- Daleko jeszcze? - nieznośnie przeciągał sylaby i brzmiał przez to jak mały, naburmuszony chłopiec.
- Mówię ci, że nie - westchnęła zdenerwowana.
- A ja się ciebie pytam, czy daleko - naśladował jej ton. Jak można tak marudzić? Skojarzył jej się z Osłem ze Shreka. Zaśmiała się ze swoich myśli i żwawiej ruszyła przed siebie. Za sobą usłyszała warknięcie.
- Śmiej się, śmiej. Zobaczymy co będzie później - brzmiał złowieszczo, choć Anahi ani trochę się nie wystraszyła. Burka? Nie dałaby rady.

  Od zawsze była fanką lasów, co zainicjowało ich spotkanie. Nie żałowała tego ani trochę. Zresztą nie miała czego, wreszcie nie była sama. Rozglądała się po szmaragdowym krajobrazie. Podziwiała go za tą nieokiełznaną energię i dzikość, która była niezależna. Nie dało jej się oswoić w żaden sposób.
      Dziewczyna miała ochotę tańczyć i skakać, więc nawet nie zauważyła, kiedy Noah położył się na ziemi. Szła przed siebie sprężystym krokiem i nie oglądała się na nic. Była w innym świecie. Dopiero po około kwadransie zorientowała się, że nie słyszy go za sobą.
      Musiała wrócić się spory kawałek, żeby go znaleźć. W najlepsze leżał na trawie, ogrzewany przez promienie i drzemał, zwinięty w kłębek. Anahi powinna być zła, jednak nie była w stanie. Wyglądał tak słodko i niewinnie. Aż dziw brał człowieka.
      Z niezadowolonym westchnieniem, usiadła obok i oparła głowę na dłoniach. Patrząc w bujne korony drzew, myślała o wszystkim co się stało. Takie wydarzenia w tym tempie powinny ją przestraszyć. Co najmniej zszokować, a ona zaakceptowała to i uznała za normalne. Coś naturalnego. Nawet nie przychodziło jej do głowy, jak wcześniej mogła myśleć, że oni wszyscy nie istnieją.
      Z niemałym żalem szturchnęła Noah:
- Wstawaj, dziecko.
- Sama idź, mi się nie chce - mruknął pod nosem i obrócił się na drugą stronę. Typowy facet.
- Nie mogę iść, torby będą za ciężkie, a nie wzięłam samochodu...- powiedziała prosząco. Do jakiego poziomu ona się zniża?
- Odpowiedziałaś już na swoją prośbę. Było go wziąć, to byś nie cierpiała teraz - ziewnął i usiadł. Miał rozczochrane włosy i mgliste spojrzenie, przez co dziewczyna miała przemożną ochotę go przytulić.
      Cofnęła się wstrząśnięta. Mimo, że była kobietą i podobali jej się chłopacy, to pierwszy raz pomyślała o czymś takim. Niby nie powinna tak żywiołowo reagować na coś tak drobnego, jednak szok to szok. Wstała szybko i odwróciła się do niego plecami.
- Pospiesz się, może złapiemy autostop - burknęła i ruszyła przed siebie. Niewiarygodne, że wreszcie poczuła się jak dziewczyna.
- O co ci chodzi? - podbiegł do niej. Dreptał obok jak wierne psiątko, co przywróciło jej dawny humor. ' Muszę przestać przejmować się głupotami. Przytula się nawet rodzinę!' pomyślała i spojrzała na niego.
- Nic specjalnego. Chciałam po prostu, żebyś się ruszył wreszcie.
      Chłopak prychnął i nie odzywał się do niej, co jakoś specjalnie jej nie przeszkadzało. Było cicho, spokojnie. Nikt nikogo nie denerwował. Cud, miód i orzeszki.
      Niedługo potem wyszli na ulicę, choć raczej to ona wyszła. Noah został w cieniu i bacznie obserwował co robi. Czekali tylko chwilę, gdy zatrzymał się przy nich samochód ze starszą parą w środku. Wesoło zaproponowali im podwózkę i ucieszyli się, gdy powiedziała, że jadą do miasta. Zmierzali w tym samym kierunku.
      Jak można się było spodziewać, podróż przebiegła monotonnie, a wręcz nudno. Tylko pani miała z tego radość, kiedy zadawała im najróżniejsze pytania. No i poniekąd, karmiony przez nią miętówkami, Noah. Wtedy dziewczyna zaczęła myśleć, że pasował do takiego życia. Wyglądał jakby naprawdę był szczęśliwy, że ktoś się nim interesuje.
      Ona sama nie była aż tak skora do rozmowy, więc tylko wyglądała przez okno. Wychowała się praktycznie sama, więc nie wiedziała jak to jest żyć w ciepłej, kochającej rodzinie. Czy on miał ten zaszczyt? Wydawał się przyzwyczajony do takich sytuacji, więc pewnie tak. Westchnęła ciężko i dalej patrzyła na las, który powoli zaczynał znikać w tyle.
     Droga do miasta nie była długa, nawet jeśli jechać tak wolno jak ich dobroczyńcy. Anahi była zdania, że szybciej doszłaby tam piechotą, ale w końcu nie chciała zasmucić staruszki. Kiedy wysiadali w centrum, podziękowała z uśmiechem i odwróciła się. Zerkając przez ramię zauważyła tęskny wzrok chłopaka, za odjeżdżającymi ludźmi.
- Co, masz słabość do starszych? - zapytała.
- Wolę starszych, niż takich jak ty - burknął zdziwiony jej nieprzyjaznym nastawieniem.
- Nikt ci nie kazał zatrzymywać się w moim domu.
- Jak dają, to biorę. Poza tym da się to wytrzymać, choć zaczynają boleć mnie uszy od tego twojego skrzeczenia - skrzywił się patrząc na nią.
- Tak? Dobrze, w takim razie już się w ogóle nie odzywam! - dziewczyna podniosła ton i obrażona odwróciła się na pięcie.
      Ruszyła przed siebie do pierwszego, lepszego sklepu. Był to spożywczy, z czego w duchu się ucieszyła. Było strasznie duszno i chciało jej się pić. Dodatkowo mogła dać sobie rękę uciąć, że Noah jest już głodny. 'Czemu ja teraz o nim myślę? Niewychowany kundel.' narzekała w myślach, co nie przegoniło troski. Zauważyła jak patrzy z chciwością na świeżo upieczone rogaliki francuskie, więc niby od niechcenia wpakowała parę do papierowej torebki. Chłopak spojrzał na nią zdumiony.
- To dla mnie?
- Na pewno nie wszystko. Zauważ proszę, że ja też tu jestem - złość nie przeszła jej w dalszym ciągu.
      Syknął coś pod nosem i pomaszerował we własną stronę. Proszę bardzo, jak mu się podoba. Anahi nie miała najmniejszego zamiaru prosić go, żeby się pilnował. Najwyżej ją zgubi.
      Po dłuższej chwili, podeszła do kasy i jak okiem sięgnąć, nigdzie nie było Noah. Cofnęła się i zrobiła rundkę dookoła całego sklepu, lecz chłopak po prostu zniknął. Wyparował. Nie na żarty zdenerwowana zapłaciła za zakupy i wyszła na zewnątrz. Kiedy zauważyła nieopodal pewien sklep, bez namysłu ruszyła od razu do niego.
      Oczywiście, nie spodziewała się go tam spotkać, jednak musiała coś kupić. Z czystej złośliwości. Z zadowolonym uśmiechem na ustach, poszła go szukać. Jak się okazało, stał niedaleko sklepu i nie był sam. Rozmawiał z jakimś mężczyzną. Wydawał się przy nim po prostu chudy, jednak wciąż był wyższy. Drugi nie był zadowolony z tego, że blondyn patrzy na niego z góry.
      Dziewczyna na palcach podkradła się do nich i schowała za krzakami. Robiła to wszystko pod wiatr, przecież nie chciała, żeby Noah ją wyczuł. Nie była głupia. W dalszym ciągu nie słyszała większości rozmowy, tylko skrawki.
- Jak ty śmiesz... -  z niedowierzania nieznajomy aż się zachłysnął.
- Mam do tego prawo, już dłużej nie jesteś moim...
- W dalszym ciągu masz obowiązek okazywać mi szacunek!
- Komuś takiemu jak TY, nie okazuje się szacunku, tylko pogardę - w głosie chłopaka wybijała się nieskrywana nienawiść i obrzydzenie.
- Jestem twoim...
- Jesteś nikim i lepiej to sobie zapamiętaj, Ralph - warknął głośno Noah i odwrócił się na pięcie. Skierował się w stronę sklepu, z którego niedawno wyszła, lecz nie wydawał się świadomy jej małej akcji.
      Wspomniany Ralph stał jeszcze przez chwilę w miejscu, a potem z jego gardła wydobył się przerażający bulgoczący  dźwięk, tak inny od warkotu Noah. Oczy zapłonęły mu na żółto i odszedł, prostując dumnie plecy.' Czyli to był jego alfa?' pomyślała Anahi.
      Poczekała chwilę i powędrowała za chłopakiem. Blondyn rozglądał się zaniepokojony, lecz kiedy tylko stanęła za nim, odwrócił się.
- Gdzieżeś ty się podziewała? - krzyknął.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie... - odpowiedziała zmieszana. Trochę dziwnie się czuła, po tym jak źle się zachowała. Nie powinna wtrącać się w nie swoje sprawy, ale była ciekawa.
- W okolicy - burknął. - Twoja kolej.
- Chodziłam po sklepach, skoro zniknąłeś - wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok. Chłopak zaczął przyglądać jej się badawczo. Cholera, od zawsze wiedziała, że nie jest dobrą aktorką.
- Czy ty...- zaczął zdanie, którego miała nadzieję, że nie wypowie. - Nieważne. Skończyłaś już?
- Nie, musimy ci kupić jakieś ubrania.
- Dobra, prowadź, póki jeszcze się nie rozmyśliłem - westchnął i przetarł oczy. Bez słowa ruszyła przed siebie.
      Szli w milczeniu. Oboje prawdopodobnie z różnych powodów. Jednak żadne z nich nie miało ochoty na rozmowę. Taka mogłaby być tylko wymuszona. Anahi zrobiło się z jakiegoś powodu smutno. Nawet jak się kłócili to mogła czerpać z niego energię, którą cały promieniował. Teraz zdawał się przygaszony, co udzieliło się także jej. Nie zauważyła nawet, kiedy obok pojawił się Kai.
- Dzień dobry, co wy tacy niemrawi? - zapytał zaciekawiony. Oboje jak na komendę wzruszyli ramionami, co wywołało na ich ustach lekkie uśmiechy.
- Wszystko jest w porządku. Zaczekaj, ty możesz chodzić po słońcu?! - Anahi krzyknęła zdziwiona, co zwróciło uwagę paru przechodniów. Spojrzeli na nią jak na wariatkę, przecież chodzenie za dnia to normalność.
- Kto bogatemu zabroni - wampir wyszczerzył się radośnie i zdawał się zupełnie innym człowiekiem niż rano. Czyżby rozdwojenie jaźni? - Po prostu mam dobry humor. Proszę, nie zarzucaj mi chorób psychicznych.
- A ja proszę, żebyś nie grzebał mi w myślach - warknęła zdenerwowana. On może odczytać jej wspomnienia i wtedy dowie się... Nie, nie wolno jej o tym myśleć. Wyjęła z reklamówki papierową torebkę i dla zajęcia myśli, rzuciła ją Noah.
- Jedz, póki jakimś cudem są jeszcze ciepłe.
      Kai nachylił się do niej i spojrzał jej w oczy. Po chwili jednak westchnął i wrócił do normalnej pozycji. Spoważniał i spojrzał na blondyna.
- Jesteś mi potrzebny.
- Do czego? - Noah najzwyczajniej w świecie nie przejmował się tym, że ledwo szło go zrozumieć. Dalej radośnie zajadał rogale.
- Któryś z moich wampirów oszalał, chcę żebyś go wytropił.


Uff, koniec. Postarałam się napisać coś troszkę dłuższego, ale muszę zbierać się na mszę do kościoła. Nie wiem czy dzisiaj coś jeszcze napiszę, bo muszę pouczyć się na niemiecki, ale miejmy nadzieję, że dam radę. Jeśli macie jakieś życzenia, mogę napisać jakiegoś one shot'a , zawsze możecie coś proponować w komentarzach :) Mam nadzieję, że się podobało!

<<Poprzednia część                                                                                             Następna część>>     

2 komentarze:

  1. Nie spodziewałam się, że mnie to tak wciągnie :]
    W czwartek sobie przeczytam poprzednie części, bo niebyt załapałam o co chodzi itede itepe ;))

    Dziękuję za komentarz u mnie.
    Pozdrawiam,
    ~ Trepsychora

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu to tak wciąga ?
    Piszesz wspaniale !
    Zapraszam do mnie http://lukseer.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń