czwartek, 3 kwietnia 2014

Legenda Słowika (2)

Tak więc powracam z dalszą częścią wczorajszego, mam nadzieję, że komuś będzie chciało się to przeczytać :) Nie mam kompletnego pomysłu na tytuł tego opowiadania, chętnie wysłucham pomysłów. No to lecimy dalej, życzę powodzenia w czytaniu (wytrwałości)!


       Budząc się rano, Anahi niechętnie rozciągnęła się, czując na biodrze ciężar. Spokojnie opuściła rękę, spodziewając się poczuć miękkie w dotyku futro. Jednak nie natrafiła na znajomy kształt wilczego łba, zamiast tego dotknęła gęstych włosów. Oczywiście jak to z rana, nie orientowała się przez chwilę w sytuacji i dopiero po chwili zrozumiała, że coś jest nie tak. Przez moment - sparaliżowana, nie mogła się ruszyć. 'Co tu się dzieje...' pomyślała. Bez chwili wahania wyskoczyła z łóżka, lądując na twardej podłodze. Na czworaka wczołgała się pod mebel, mając nadzieję, że to tylko zły sen. 'Tak, to musi być sen. Nie mogłam przecież spotkać wilkołaka, a teraz nikt nie leżał ze mną w łóżku. Uszczypnę się w ramię i obudzę. No już.' zacisnęła palce na skórze, tworząc czerwony ślad. Pisnęła cicho z bólu, lecz nic się nie wydarzyło.
  

    Powoli zakryła dłonią usta, przecież to nie jest możliwe. Może była dziwną wersją "Alicji w Krainie Czarów"? 'To jakiś żart? Zaraz, jeśli ja nie śpię, to gdzie jest Noah?' zastanowiła się. Jednak nie miała zielonego pojęcia co się stało. Kojarzenie faktów z rana doprawdy było przereklamowane. Czuła się zmieszana i niewyspana. Myśląc o zaistniałej sytuacji, nie wzięła pod uwagę, że jej wybryki mogły obudzić "gościa". Swoją bezmyślność niemal przypłaciła zawałem, gdy blondwłosa czupryna nagle zajrzała pod łóżko:
-Co ty wyprawiasz?
- K-kim ty jesteś i co robisz w moim łóżku?! - krzyknęła zdenerwowana. Jak on śmie mówić do niej takim tonem, podczas gdy nawet się nie znają.
- Ty amnezji dostałaś nagle, czy jak? To ja, Noah - spojrzał na nią jak na wariatkę.
       Dopiero po chwili zauważyła podobieństwo między chłopakiem a wilkiem. Choć jego futro wieczorem było dość krótkie, dało się stwierdzić, że jest jasne. Oczy, z początku czarne, zaczęły barwić się na zielono, o co i tak miała go już wczoraj zapytać.Oczywiście zapomniała i zasnęła. Tak samo on, o piaskowym kolorze włosów i zielonej, figlarnej iskierce w oczach. Teraz juz było wiadomo, że nie ma mowy o pomyłce. Anahi przez chwilę pozwoliła sercu się uspokoić, a następnie odepchnęła głowę Noah i zaczęła wyczołgiwać się spod łóżka. Po chwili zatrzymała ją jedna myśl:
- Ty jesteś wilkołakiem, prawda?
- Owszem, ale nawet nie do końca. Mieszańcem, karykaturą, bękartem, nazywaj to jak chcesz - domyśliła się, że wzruszył ramionami. Zresztą, to nie był temat na chwilę obecną. Póki co interesowało ją coś innego.
- Czy po przemianie... byłeś... czy byłeś?- jedno słowo nie chciało przejść jej przez gardło. Nawet ona miała granice przyzwoitości, a takie pytanie stanowczo je przekraczało. Po chwili niezdecydowanego jąkania się, przyszła jej do głowy kolejna myśl.
- Czy ty jesteś...
- Jestem jaki? - zapytał zadziornie. Patrząc dziewczynie w oczy uśmiechnął się szeroko, ukazując idealnie proste i białe zęby.
      Kły były stanowczo ostrzejsze niż u zwykłego człowieka, lecz nie wyglądały strasznie. Noah powoli podniósł się z łóżka, eksponując nieokrytą niczym klatkę piersiową. Co zwróciło uwagę Anahi, to wspaniale wyrzeźbione mięśnie brzucha i brzoskwiniowy odcień skóry, a także ciemna ścieżka idąca w dół brzucha, a prowadząca... prosto pod dresowe spodnie, które miał na sobie. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i usiadła na podłodze.
- Jesteś głupi - zawyrokowała.
- Może głupi, ale i tak ci się podobam - patrzył na nią spod uniesionej brwi, z igrającym na ustach uśmiechem.
      Owszem, był przystojny. Nawet bardzo, w sumie to był ucieleśnieniem marzeń dziewczyn w jej wieku. Coś jak młody Adonis... Potrząsnęła stanowczo głową, by wyzbyć się niepotrzebnych myśli, a następnie wstała i przeciągnęła się. Codziennie rano ćwiczyła, przez co nie miała problemów na zajęciach w szkole.
- Jak się przemieniłem to byłem całkowicie nagi - wypalił nagle chłopak. Anahi szczęka opadła do samej podłogi. Obróciła się do niego powoli i otworzyła usta, by sformułować pytanie, które i tak nie przeszło jej przez gardło.
- Tak jak słyszałaś, nie miałem nic na sobie. Pozwoliłem sobie pożyczyć spodnie z pokoju obok - patrząc na jej zszokowaną minę, chłopak wybuchnął śmiechem i nie mógł się opanować przez dłuższą chwilę. Czyżby zdziwiła go jej reakcja? Przecież każdy przyzwoity człowiek wiedziałby, że coś takiego jest...nieprzyzwoite! Z rozbawienia łzy zaczęły płynąć mu po policzkach.
- Czego ty się spodziewałaś? Że mi się samo ubranie uszyje? - Cokolwiek by się miało stać, byłoby lepsze niż świadomość, że leżała koło nagiego faceta. Czuła jak jej twarz zalewa się czerwienią i przygryzła wargę. - Idę się umyć...- skwitowała to szybko i wyszła.
      'Rany, nawet nie wiedziałam, że to może być aż tak krępujące' pomyślała. Był to pierwszy raz, kiedy ktoś u niej spał. Nie wspominając o tym, że ten ktoś był chłopakiem. Nie miała koleżanek, zwykle stroniła od towarzystwa. Tak bez powodu. Ludzie ją irytowali, niektórzy nawet samym swoim istnieniem. Od dziecka była inna, ale nie przeszkadzało jej to. Rozmyślała nad tym chwilę. Dopiero teraz zauważyła, że jakimś cudem dogaduje się z Noah. Może to już wcale nie była Anahi Montrey, tylko jakaś inna dziewczyna?
      Odsuwając szklane drzwi kabiny, weszła pod prysznic i puściła zimną wodę. Zacisnęła zęby, gdy lodowate bicze chlasnęły jej po plecach. Uniosła twarz i pozwoliła by strumienie płynęły jej po twarzy. Sięgnęła po szampon na półce i umyła głowę. Czynność tę powtórzyła ze dwa razy. Wychodząc spojrzała w lustro. Odbicie nic, a nic się nie zmieniło. Może tylko oczy trochę pojaśniały, rozświetlone dziwnym blaskiem. Poza tym, jej kasztanowe włosy dalej opadały na ramiona i jak zwykle, po kąpieli jeszcze się nie kręciły. Jasna cera pozostała taka sama, nawet z malutkim pieprzykiem pod lewym okiem. Same oczy miały jakby bursztynową barwę, ni to brązowe, ni to zielone, bardziej pomarańczowe. Identyczne jak wcześniej ciało. Niskie, z widocznymi krągłościami, lecz szczupłe. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Dosłownie, dopiero teraz miała wrażenie, że życie jest prawidłowe. 'To dziwne, przecież... Pojawił się tylko Noah' stwierdziła.
      Ta przewrotna myśl wydała jej się nie na miejscu. Samo jego pojawienie ile zmieniło w jej życiu. Westchnęła i zaczęła suszyć włosy. Patrząc się w swoje odbicie, szukała czegoś, co powie jej, że jednak jeszcze coś uległo zmianie, że ona się zmieniła. Jednak nic takiego nie znalazła. Była tą samą dziewczyną co dwadzieścia cztery godziny wcześniej. Wychodząc z łazienki poczuła smakowity zapach. Od razu udała się do pokoju, by odłożyć piżamę i założyć bluzę, rano bywa całkiem zimno. Zresztą, zawsze jest zimno. Kiedy przekroczyła próg pomieszczenia Noah dalej leżał na łóżku, czytając jedną z jej książek. Nie wydawał się nią zbytnio zainteresowany, lecz widocznie nie znalazł nic innego do roboty. Kiedy usłyszał jej kroki, obejrzał się zaciekawiony:
- Ty nie w kuchni? Co na śniadanie?
- Szczerze mówiąc, myślałam, że to ty coś gotujesz...- powiedziała zakłopotana. - Cały ten czas byłam w łazience.
- Ja miałbym gotować? Proszę cię, czy wyobrażasz sobie mnie w roli gosposi? Ja nigdy nie dotykałem się kuchenki i nie mam najmniejszego zamiaru - parsknął, jakby sama myśl o gotowaniu była dla niego rzeczą nie do przyjęcia. Dopiero po chwili zrozumiał sens jej pełnej wypowiedzi. - Zaraz, jak nie ty, to kto ...
      Zerwał się na równe nogi i pobiegł na parter. Z braku lepszego pomysłu Anahi popędziła za nim, choć nie miała szans go dogonić. O mały włos nie skręciła karku na schodach, lecz takie "akrobacje" zaowocowały tym, że była w kuchni tylko chwilkę później niż chłopak. Było to pewne, gdyż wpadła na jego szerokie plecy, a następnie odbiła się od nich i upadła na kafelkowaną podłogę, nim usłyszała:
- Kai, cholera jasna, nie spłonąłeś? - w głosie Noah słyszalny był zawód. - Co ty tu robisz? Mogłeś przejść przez próg?
- Oczywiście, że mogłem, idioto. Za kogo ty mnie masz? - odpowiedział mu niski głos, o przyjemnej barwie.
- Mógłbyś wykazać chociaż trochę galanterii, Burku, i pomóc wstać damie, która przez ciebie upadła.
      W następnej chwili go ujrzała. Wysoki, o kruczoczarnych włosach i granatowych oczach. Fryzurę miał w nieładzie, jakby dopiero co skończył biegać, a na ustach igrał zagadkowy uśmiech. Ubrany był w czarną koszulę i ciemne jeansy, na co dodatkowo narzucił jej fartuch. Wyglądało to na tyle zabawnie, że Anahi nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem:
- Coś ty za jeden... i co robisz w moim domu?
- Śniadanie - odburknął niezadowolony. - Świetnie pasujecie do siebie z moim sługą, oboje bez taktu. Na szczęście ja taki nie jestem.
      Wyciągnął do niej rękę i pomógł wstać. Był niezwykle silny, choć dotyk jego dłoni okazał się zadziwiająco delikatny. Kiedy już stała na nogach, a on ukłonił jej się głęboko, poczuła się głupio.
- Przepraszam, za moje zachowanie. Po prostu zabawnie wyglądasz w tym fartuszku...- uśmiechnęła się przepraszająco i wyciągnęła do niego rękę. - Anahi Montrey, sto procent człowieka w człowieku. Nieznajomy spojrzał na nią oceniająco i powoli zaczęła żałować, że tak miło go potraktowała.
- Kai Abercathey, pełnokrwisty wampir, dziedzic tronu Pensylwańskiego, najstarszy syn króla Vladimira XVI - uścisnął pewnie jej dłoń, nie zważając na szeroko otwarte w zdumieniu oczy. Rany, skąd to się wszystko wzięło...
      Nim dziewczyna zdążyła się zorientować, on przykładał jej nadgarstek do swoich ust. Szarpnęła ręką, a w jej umyśle rozwyła się syrena, piszcząca 'WAMPIR, WAMPIR, WAMPIR'. ' Czy on zamierza mnie ugryźć?' spanikowała. 'Nie, nie zamierza.' usłyszała w odpowiedzi. Jednak to nie była jej myśl. Spojrzała na niego, lecz on był bardziej zajęty oglądaniem jej żył niż rozmową, a Noah nie było nigdzie w jej polu widzenia. 'Czyżby to był mój instynkt?' zdumiała się. 'Twój instynkt przed chwilą wył jak syrena strażacka, nie bądź głupia. Ładnie pachniesz, swoją drogą', dopiero po chwili zorientowała się, że to głos Kai'a. Oskarżycielsko krzyknęła:
- Ty czytasz w moich myślach!
- To chyba oczywiste, jestem wampirem, jak już mówiłem - puścił jej nadgarstek i wrócił do kuchni. Zachowywał się jakby nic się nie stało. Za to Anahi miała ochotę go kopnąć w bardzo wrażliwe miejsce.
     Brązowowłosa dysząc ze złości podążyła za nim i ujrzała cudownie nakryty stół. Znajdowały się na nim winogrona, gruszki, jabłka, nawet świeże pieczywo. Na talerzu pośrodku leżały kusząco pachnące naleśniki, a obok stał dzbanek syropu klonowego i pojemnik bitej śmietany. 'Czy on zrobił to wszystko sam?' zapytała sama siebie. 'Owszem, całkiem sam.' poczuła, że mentalnie się do niej uśmiecha. To było okropnie dziwne uczucie, coś jakby poczuć promienie słońca w umyśle. To nawet nie jest możliwe! Jednak musiała przyznać, że to bardzo miłe, takie szczere. Nie było w myślach miejsca na kłamstwo.
- Nie grzeb w mojej głowie. Jak chcesz rozmawiać to na głos, poproszę - burknęła, zasiadając do stołu. Burczało jej w brzuchu, ale chciała zaczekać na chłopaków. Nawet na tą gburowatą, wścibską pijawkę. 'Słyszałem. Zresztą, tak jest wygodniej.' odpowiedział.
- Komu wygodniej, temu wygodniej. Nie zgadzam się na robienie komunikatora z mojej głowy! - Anahi była nieźle zdenerwowana całą tą sytuacją, po śniadaniu będzie trzeba to sobie wyjaśnić. Jednak najpierw zjedzą. Jak to się mówi 'Bierz, póki dają' .
      Kiedy wreszcie zapanowała upragniona cisza, a ona przestała czuć czyjąś obecność w swoich myślach, do jadalni wmaszerował zadowolony Noah. Usiadł naprzeciw dziewczyny i zagadnął:
- Nieźle daje w kość, co? Jest okropny, ale w głębi duszy, jeśli ją posiada, jest przyjacielski i zawsze się o wszystkich troszczy.
- Stul pysk, Burku, albo zaraz będziesz sam smażył te naleśniki - odpowiedział mu spokojnie Kai. Nie wydawał się zdenerwowany, a blondyn słysząc to, tylko się zaśmiał.
- Zaraz, zaraz, to ty go wczoraj wołałeś? - zapytała Anahi.
- Owszem, to wszystko było zabawne, dopóki nie zaczęło płonąć lewe skrzydło rezydencji. Noah od zawsze miał zapędy do piromanii - wampir niestrudzenie wysmażał złote placki. Wydawało się, że nic na świecie nie interesuje go bardziej niż one. Może to zresztą była prawda?
- Czemu nazywałeś się jego 'panem'? - ciekawość była jedną z wad dziewczyny, choć niekiedy można to było uznać za zaletę. Tylko niekiedy.
- Ponieważ jest moim sługą? - parsknął Kai, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Nawet bardziej niż to, że niebo jest niebieskie.
- Uratował mi życie i podzielił się ze mną krwią. Jesteśmy jakby związani. Żałuję, że to on, a nie jakaś seksowna wampirzyca...- rozmarzył się Noah. Anahi roześmiała się, widząc jego marzycielską minę.
      Przekomarzali się jeszcze chwilę, nim dosiadł się do nich Kai i położył resztę śniadania na stole, dając znak, że można zacząć jeść. Wilkołak najszybciej rzucił się na jedzenie, nakładając sobie od razu kolosalną porcję. Na szczęście było tego wszystkiego dużo i nie istaniała możliwość, by ktoś się nie najadł. Kiedy Ana nakładała naleśniki na talerz, przypomniała sobie co chciała z nimi omówić. W sumie to z nim, bo kiedy przyszło jej to do głowy znała tylko blondwłosego chłopaka, lecz teraz ich grupa trochę się powiększyła. Westchnęła więc:
- Po posiłku chciałabym z wami porozmawiać o wszystkim. Musicie mi wyjaśnić parę rzeczy.


Ta daaa, może żadna rewelacja, ale zawsze coś :D Pamiętajcie o tym, by zostawiać Wasze opinie pod notkami, to zazwyczaj sprawia przyjemność. Więc czekam na jakąś tutaj! Do zobaczenia (przeczytania?) wkrótce



<<Poprzednia część                                                                                             Następna część>>

1 komentarz:

  1. Wreszcie znalazłam chwilę aby nadrobić zaległości w czytaniu blogów :) Rozdział fajnie ci wyszedł, a nawet niektóre fragmenty mnie rozbawiły :) A to już coś (Marika i wielkie poczucie własnej wartości). Czasami takie pisanie przynosi odwrotny skutek od zamierzonego.
    Dobra, ja już się nie rozpisuję, tylko lecę czytać resztę :)

    xoxo
    -M

    http://opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń