wtorek, 8 kwietnia 2014

One shot(1) - "Historia zeszłego lata"

Stwierdziłam, że czasem kiedy nie mam jeszcze pomysłu, mogę pisać takie one shot'y (dla tych którzy nie wiedzą: pojedyncze opowiadania, bez kontynuacji). Będą to dłuższe opowiadania, nie wytrwałym radzę nie zaczynać. Nie będę przecież zaniedbywać bloga, bo nie wiem co dopisać do kolejnej części... To jest pierwsza taka historia. Enjoy :)

      Siedziałam ze znajomymi na tarasie domku letniskowego, który wynajęliśmy by wspólnie spędzić wakacje. Codziennie chodziliśmy na plażę, robiliśmy grill'e, a także chodziliśmy po lesie. Byliśmy stosunkowo spokojną młodzieżą, mieliśmy poukładane w głowach. Jednak czasem zdarzało nam się 'zaszaleć'.
     Dzisiejszy dzień nie był odpowiedni, żeby gdziekolwiek wychodzić. Zmuszeni byliśmy zostać w domu, a jak wiadomo nikomu się to nie podobało. Chciałam nauczyć się grać w siatkówkę plażową, a przez lejący z nieba deszcz, wszystko trafił szlag. Chłopcy stwierdzili, że w takim razie możemy pograć w karty, siedząc pod parasolami. Mimo ulewy, było naprawdę ciepło, więc dla orzeźwienia każde z nas wzięło sobie po piwie z lodówki.
     Jak wiadomo, karty nie są na tyle porywające, by zająć młodym ludziom cały dzień. Już po krótkiej chwili, dziewczyny kręciły się  i gadały. Nagle Wiktoria wykrzyknęła:
-Zagrajmy w "prawdę lub wyzwanie"! - wszyscy z braku lepszego pomysłu, zgodzili się.
 
   Ustawiliśmy krzesła naokoło stolika, żeby łatwiej nam było dosięgnąć do butelki. Kręciliśmy szklaną butlą ( była ona tak ogromna, że nie da się tego inaczej określić) po soku winogronowym. Śmialiśmy się wniebogłosy, kiedy padały dziwne polecenia, albo nieprzyzwoite pytania. Byłam naprawdę szczęśliwa. Pierwszy raz od dłuższego czasu oderwałam się od przeszłości. Wtedy wypadło na mnie.
- Prawda, czy wyzwanie?- zapytał Paweł.
- Prawda - odpowiedziałam pewnie. Byłam z natury osobą szczerą, więc coś takiego to dla mnie bułka z masłem. Chłopak przez chwilę zastanawiał się nad pytaniem.
- Dlaczego jesteś smutna? - wypalił w końcu. Zdębiałam. Wydawało mi się, że cały czas się uśmiecham. Jednak miny przyjaciół pokazywały jasno, że są ciekawi. Czyli jednak.
- Ta ulewa... kojarzy mi się z przeszłymi wakacjami.
- A co się wtedy stało? - zapytała zainteresowana Hania.
- Miało być jedno pytanie... - mruknęłam, choć pierwszy raz czułam, że mogę opowiedzieć im swoją historię.
-  Dalej, mów. Teraz jesteśmy ciekawi!
- To bardzo długa historia - zwlekałam jeszcze przez chwilę.
- Mamy dużo czasu - uśmiechnął się Paweł. Zdałam sobie sprawę, że to może pomóc mi odpędzić od siebie demony, które mnie dręczyły każdego dnia.

     Właśnie skończyłam szesnaście lat i byłam chyba najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Dostałam się do wymarzonego liceum, miałam kochanych rodziców i cudownego chłopaka. Najlepszego na świecie. Z Krystianem poznałam się w ostatniej klasie gimnazjum. Bardzo łatwo przychodziła mi rozmowa z nim, jako pierwszym osobnikiem płci przeciwnej.
      Nawet nie wiedziałam kiedy przyzwyczaiłam się do codziennych rozmów, jego żartów. Samej obecności, która sprawiała mi niewysłowioną radość. Czułam się, jakby wyrosły mi skrzydła. Spotykaliśmy się parę razy w tygodniu i już po paru miesiącach zatarła się granica, którą jasno wyznaczyliśmy na początku. Widocznie oboje byliśmy lekiem na swoje rany. Nie musiał mnie o nic pytać, bo od dawna oczywiste było, że i tak się zgodzę. Nie mogłam mu odmówić.
     Kiedy nadeszły wakacje, postanowiliśmy spędzić razem je całe. Na początku szaleliśmy wokoło, starając znaleźć sobie coś do roboty. Jednak w drugim miesiącu wystarczyła nam sama obecność tej drugiej osoby, żeby było dobrze. Chodziliśmy na spacery, oglądaliśmy filmy. Może i wyglądało to jak spotkanie w normalnym roku. Ot, coś zwyczajnego. Jednak nam wydawało się to magiczne.
     Uwielbiałam wpatrywać się w jego piwne oczy i przeczesywać palcami, ostrzyżone na krótko, ciemne włosy. Może i nie był idealny, o czym świadczyła choćby blizna na szczęce, która była pamiątką po zabawie nożem. Do tej pory zastanawiał się, jak mógł być tak głupim dzieckiem. Moim zdaniem jedynie dodawało mu to uroku. Nie próbował być perfekcyjny, nie udawał nikogo innego. Pokazał mi się takim, jaki jest, z całym inwentarzem wad i zdwojoną porcją zalet. Chyba to najbardziej w nim kochałam, był po prostu sobą.
      Najbardziej zapamiętałam dwa dni, z całego spędzonego razem lata. Drugi poniedziałek lipca i czwartek, pod koniec sierpnia. Pierwsza data ściśle powiązana była z deszczem. Wyszliśmy wtedy na rolki, bo dzień wydawał się naprawdę piękny. Słońce grzało, a lekki wietrzyk ochładzał kiedy trzeba. Postanowiliśmy nie marnować okazji i wyposażeni rozpoczęliśmy naszą małą wycieczkę.
     Objechaliśmy połowę miasta, kiedy nagle rozbolały mnie nogi. Na nieszczęście, nie wzięłam ze sobą żadnych butów na zmianę. Łudziłam się, że dam radę z takim dystansem.
-Krystian, już nie mogę - wydyszałam, ledwo powłócząc nogami. Usiadłam na ławce i odchyliłam głowę, starając się uspokoić oddech. Chłopak usiadł koło mnie i rzucił figlarne spojrzenie. Naprawdę miał cudowne oczy.
- Cienka jesteś - rzucił uśmiechnięty.
- Dobrze, że ty gruby jesteś - zaśmiałam się. Moje riposty zawsze były na niskim poziomie, ale nikomu raczej to nie przeszkadzało. Wszyscy się przyzwyczaili. - Zdejmuję buty i idę boso!
      Jeździliśmy po chodniku, który był cały nagrzany, więc nie mogło być tak źle. Krystian oczywiście pomyślał o wszystkim i wziął ze sobą buty. Nawet zaoferował mi je pożyczyć, ale miał dużo większy rozmiar. W jego nike'ach wyglądałam jak człapak.
     W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na coś zimnego do picia i małą przerwę w parku. Kiedy odpoczywaliśmy na trawie, niebo nagle się zachmurzyło.
- No nie mówcie, że będzie padać - mruknął chłopak.
- Nie wziąłeś kurtki, co? - marudził tylko kiedy nie był na coś przygotowany. Nawet nie musiałam pytać, znałam go na wylot. - To chodźmy, póki jeszcze nie zaczęło.
- Jasne, chodźmy.
     Nasze szczęście jak zwykle chciało nam pokrzyżować plany. Bez żadnego ostrzeżenia deszcz lunął na nas, kiedy szliśmy. Z butami to pół biedy, ja byłam boso. Jednak nawet coś takiego nie mogło popsuć mi humoru. Zresztą, przecież lubię deszcz. Zabrał rękę Krystianowi i zaczęłam tańczyć w ulewie. Czułam się taka szczęśliwa, niewyobrażalnie. Oczywiście, nie dane mi było długo bawić się jak dziecko. Już po chwili wisiałam przerzucona przez ramię i wpatrywałam się w oddalający się park.
 - Postaw mnie ! - zakrzyknęłam. Czemu nie pozwoli mi chociaż raz zrobić coś głupiego?
- Nie, będziesz chora. Już masz całe mokre ubrania, nie wspomnę o skarpetkach! - zdenerwował się. Był naprawdę silny, przecież nie jestem lekka jak piórko. Swoje ważę.
- A tam... Krystian, tak się zastanawiam. Chyba nigdy ci tego nie mówiłam - po dłuższej chwili, byłam tego pewna. - Kocham Cię
     Chłopak zatrzymał się nagle. Postawił mnie na ziemi, nie wspomnę o tym, że prosto na kałuży. Podskoczyłam zaskoczona, kiedy poczułam zimną wodę. On zdawał się tego nie zauważać. Patrzył na mnie i wyglądał jak oczarowany. Przyglądał się mi, jakby to było nasze pierwsze spotkanie. Porwał mnie w ramiona, co było tak nagłe, że prawie się przewróciłam. Razem z nim.
- Ja ciebie też, maleńka - rzadko tak mówił, choć naprawdę mi się to podobało.
    
Wtuliłam się w niego, chłonąc ciepło i jego zapach, pomieszany z wonią deszczu. Po chwili poczułam jego usta na swoich. Nie było wybuchu fajerwerków w tle, zresztą nigdy tak nie było. Jednak poczułam się kochana. Bezpieczna, akceptowana. Czułam spokój, radość, ciepło. Wszystko, czego było mi potrzeba. Staliśmy tak przez chwilę, a potem oboje niesieni radością, biegliśmy wzdłuż ulicy. Nie miało już znaczenia nic, co działo się wokół. Byliśmy tam tylko ja, on i nasze szczęście. Myślałam, że będzie tak zawsze.
    W sierpniowy czwartek, postanowiliśmy natomiast pójść na zwyczajny spacer. Dni były przyjemne, nie za gorące, nie za zimne. Na wypadek gdybyśmy zgłodnieli, wzięłam koszyk z prowiantem. Zawsze można zrobić gdzieś piknik. Nie było bardziej uśmiechniętej pary w całym mieście. Śmialiśmy się głośno, zwracając uwagę przechodzących obok nas ludzi. Jednak nic nie było ważne. Tylko my.
    Nie wiadomo kiedy nasze nogi zaniosły nas w mało uczęszczaną dzielnicę. Nie bałam się, bo nie zwracałam na nic uwagi. Krystian natomiast był ostrożny. To on pierwszy zauważył mężczyznę w prochowcu idącego za nami. Z początku wydawało mu się, że to zbieg okoliczności. Kiedy jednak specjalnie zaczęliśmy kluczyć między blokami, zrobiło się to podejrzane.
- Nie podoba mi się ten facet. Jak powiem, że masz biec, to biegniesz. Nie oglądasz się za siebie. Będę tuż za tobą - wyszeptał mi na ucho. Przestraszona przytaknęłam, nie mogąc przełknąć guli, jaka urosła mi w gardle. Zawsze byłam strachliwa, a kiedy do gry wchodziły złe przeczucia, panikowałam.
     Przyspieszyliśmy trochę, a mężczyzna za nami zrobił to samo. Kiedy obejrzałam się za siebie, uśmiechnął się. Zrobiło mi się niedobrze. Jego uśmiech był chory. Obłąkany. Załkałam przerażona, a Krystian pociągnął mnie za łokieć. Zaczął biec, wlokąc mnie za sobą. Nie byłam tak szybka jak on, mimo że adrenalina płynęła w moich żyłach zamiast krwi. Spowalniałam go.
     Nieznajomy był tuż za nami, kiedy potknęłam się o duży kamień. Boże, dlaczego byłam taka niezdarna. Popchnęłam ukochanego, żeby szedł beze mnie. Jednak każdy mężczyzna ma w sobie tą brawurę, durne przekonanie, że musi bronić kobiety. Bo jest słaba. Oni rzeczywiście są niepokonani. Cofnął się i stanął pomiędzy mną, a prochowcem ( jak zaczęłam go w myślach nazywać).
     W ręce drugiego zalśnił nóż. Zmroziło mnie. Krystian nie ma szans z ostrzem, jest bezbronny. Miałam rozwalone kolano, nie byłam w stanie wstać. Zapłakałam:
- Idź, idź beze mnie. Szybko, proszę.
- Zamknij się. Zamknij się i pozwól robić mi, co uważam za słuszne.
     Coś, co wtedy uważałam za przejaw heroizmu i typowej popisówki, dziś widzę jako troskę. Mężczyzna skoczył na niego i zamachnął się, a stal zaświeciła w słońcu. Cios został zatrzymany, a mój chłopak dalej stał na nogach. Siłowali się przez chwilę. Nieznajomy został odepchnięty i cofnął się dwa kroki. Po chwili natarł znowu. Byłam przerażona, ale nie mogłam oderwać wzroku od tej walki. Modliłam się do Boga, żeby wszystko było w porządku.
     To był ułamek sekundy, kiedy usłyszałam krzyk i zauważyłam nóż wystający z piersi Krystiania. Nagle zza rogu wyskoczyli policjanci i zaczęli gonić tamtego mężczyznę, którego płaszcz zbryzgany był krwią. Mój ukochany upadł na ziemię obok mnie. Rączka wystawała w miejscu, gdzie zwykle wskazuje się serce. Tam, gdzie ono rzeczywiście było. Bohater, którym dla mnie był, spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się ledwo widocznie i spróbował coś powiedzieć. Z jego ust bryznęła krew, a on zaczął się dusić. Łzy już wtedy zalewały mi policzki i utrudniały widzenie.
- Nie odchodź. Proszę cię, nie odchodź. Nie zostawiaj mnie teraz - błagałam, podczołgując się w jego stronę. Jedna z policjantek zadzwoniła wcześniej po karetkę i w oddali słyszałam echo syreny. - Poczekaj jeszcze chwilkę, lekarze już jadą.
- Kocham cię, słońce - szepnął ostatkiem sił i widziałam jak jego oczy gasną. Jęknęłam głucho. Nie, nie, nie. To nie może być prawda. Nie może ot tak sobie umrzeć. Miałam wrażenie, że zauważyłam jak jego dusza wycieka z ciała. Jak zostawia mi tylko pustą skorupę, a mój ukochany odpływa gdzieś daleko.
     Karetka oczywiście przyjechała za późno i na miejscu stwierdzono zgon. Ja miałam złamanie otwarte. Nikt nie mógł wyobrazić sobie, jak bardzo pragnęłam zamienić się rolą z Krystianem. On siedziałby w szpitalu, kiedy zakładaliby mu gips, a ja leżała w kostnicy. Nikt nie wiedział, jak bardzo tego chciałam. Wstyd było spojrzeć mi w oczy jego matki, która przyszła do mnie pewnego dnia w odwiedziny. Przyniosła kwiaty i powiedziała:
- Jutro jest pogrzeb
-  Tak, wiem - wykrztusiłam załamana. Nie było chwili, żebym o tym nie myślała.
- To nie jest twoja wina, wiesz o tym? - kobieta, która była do niego tak podobna, a raczej on podobny był do niej, spojrzała na mnie zbolałymi oczyma. Miała ciemne podkowy pod dolnymi powiekami i przekrwione białka, ale nie wyglądała jakby była na mnie zła. Nie miała do mnie pretensji, mimo wszystko. - Postaraj się jutro przyjść, to dla nas wszystkich ciężkie. Wiem, że dasz radę. To twoja ostatnia szansa, by się z nim pożegnać. Chciałby, żebyś była... Żebyśmy były silne. Pomódl się za niego, o to proszę już tylko ja.
     Zostawiła mnie samą z moimi myślami. Oczywiście pojawiłam się na pogrzebie. Płakałam równie głośno, co jego matka i brat, a jednocześnie tak długo jak najmłodsza siostra. Na stypę nie poszłam. Siedziałam na cmentarzu i modliłam się. Siedziałam na gołej ziemi, koło prowizorycznego grobu i zalewając się łzami, prosiłam Boga o przyjęcie go do nieba. Przedstawiałam najróżniejsze argumenty. Wiedziałam, że Bóg zrozumie. Wieczorem, przyjechała po mnie mama. Po tym, zapadłam w depresję.
    
Zakończyłam swoją historię, patrząc na twarze dziewczyn zalane łzami, a chłopców patrzących ze współczuciem i zrozumieniem dla czynów Krystiana. Zaczęłam płakać, czułam się wyzwolona i jednocześnie smutna. Gula w gardle urosła, a ja przytuliłam się do jednej z przyjaciółek i wyłam jak wilk. Dopiero po pół godzinie się uspokoiłam.
- Dziękuję, że tego wysłuchaliście - powiedziałam, wycierając nos chusteczką.
- To my dziękujemy, że obdarzyłaś nas takim zaufaniem - stwierdził Paweł, który siedział naprzeciwko mnie.- Nawet nie wiesz, ile to dla mnie osobiście znaczy.
      Tego dnia nastrój pozostał ponury i jeszcze parę historii zostało opowiedzianych, jednak nie będę ich opisywać. Do końca wakacji wszyscy czuliśmy się dla siebie ważniejsi niż wcześniej, a także bardziej świadomi rzeczywistości. Jednak byliśmy szczęśliwi. Z pewnością mogę powiedzieć, że to były niezapomniane wakacje, choć nie tak jak zeszłe lato. Ani tak jak osoba, która już zawsze będzie dla mnie ważna. Mój ukochany bohater, Krystian.


O matko, wreszcie koniec :)! Gratuluję wytrwałym, ponieważ jest to historia baaardzo długa, pisana z natchnieniem i od ręki. Nikt mi go nie sprawdzał, więc przepraszam za ewentualne błędy. Z góry mówię, że nie jest to historia prawdziwa, wszystko zrodziło się w mojej głowie i mam nadzieję, że nie zniechęci Was to, do dalszego czytania mojego bloga. Nie zawsze będą to takie smęty, więc spokojnie! Postaram się niedługo coś dodać i przypominam o tym, żebyście komentowali!!! Czekam na to niecierpliwie :)
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz