wtorek, 29 kwietnia 2014

One Shot (3) - Szeptacz

No cóż, nie wiedziałam co mam pisać... Zapytałam przyjaciółkę, która nakrzyczała na mnie, że mam pisać to. Now. Teraz. W tej chwili. Bo Ona chce czytać. Tak, kocham Cię Karolinko i to dla Ciebie :) Miał wyjść horror, ale nie wiem czy się udało...

      Violet mogła żyć spokojnie. Miała tę możliwość, lecz nie skorzystała z niej. Będąc osobą okrutnie wścibską, musiała dowiedzieć się wszystkiego.
      Przechadzała się ze znajomymi po podobno nawiedzonym cmentarzu. Opowiadali sobie najróżniejsze historie i jak można się spodziewać, dziewczyna znała ich najwięcej. Te, które wybierała mroziły krew w żyłach, a także sprawiały, że serce przerażone przystawało na moment. Jednak usłyszała jedną, której nie znała. Owa 'legenda', bo tak nazwała ją Amber, jej blond koleżanka, miała swój początek w kościele na wzgórzu.
      Dziewczyna kategorycznie przerwała opowieść i zarządziła wycieczkę do tamtego miejsca.
- Będzie bardziej nastrojowo - mówiła przekonana. W duchu gotowała się z ekscytacji.
- Nie jestem pewna... - odpowiedziała zlękniona blondynka. Violet nie rozumiała przed czym się wzbrania, to tylko opowieść.
   
  Reszta grupy, składającej się głównie z chłopców, kiwała zachęcająco głowami. Opowiadająca nie miała innego wyjścia jak tylko się zgodzić. Pomysłodawczyni ruszyła na czele korowodu, raźnym krokiem posuwając się naprzód. Czuła jak coraz więcej adrenaliny napływa do jej żył. Był to jakiś rodzaj absurdu, że czerpała przyjemność ze strachu. Ludzie są specyficzni, cóż poradzić.
      Kiedy doszli na miejsce, Violet rozejrzała się. Na pierwszy rzut oka widać było, że miejsce jest porzucone. Powybijane witraże i walające się gdzieniegdzie kamienne bloczki ze ścian. Ławki roztrzaskane w drobny mak, a o ołtarzu lepiej nie mówić. Jednak ustało się jedno, całe siedzisko. Właśnie naprzeciw niego.
- Oto mi chodziło. To właśnie tam siedział ten mężczyzna - wskazała palcem Amber. Można się domyślić co pokazywała. Ławkę.
- Zacznij od początku - polecił któryś z chłopaków, siadając na stercie gruzu.
      Był lipiec roku 1865, kościół ten niedawno został zbudowany. Zaledwie miesiąc wcześniej. Nietrudno było znaleźć kapłanów do posługi w tym mieście, gdyż niedaleko znajdował się uniwersytet wykładający teologię. Łatwa praca, dobra płaca. Wielu młodych mężczyzn chciało odprawiać tu msze.
      Jednak mieszkańcy byli oporni na wiarę, więc wielu z nich odchodziło po paru dniach. Jak można się starać, kiedy nikt nie przychodził? Wreszcie pojawił się ksiądz Jeremy, który mieszkał tu wcześniej. Ludzie znali go i uważali za przykładnego młodego człowieka. Dlatego przychodzili do kościoła.
      Jak się okazało i kazania umiał prawić, więc liczba wiernych drastycznie wzrosła. Niedługo potem wyznawcy musieli stać za drzwiami, ponieważ brakowało miejsc. Na niedzielnej mszy zawsze pojawiał się jeden mężczyzna. Chudy, pryszczaty i w czarnym płaszczu. Zawsze stawał przed pierwszą ławką w środkowym rzędzie. Nie składał rąk do modlitwy i nie klękał. Całą mszę stał, wpatrując się w księdza Jeremy'ego. I szeptał.
      Nikt nigdy nie dosłyszał jego słów, ale wzrok miał bezbarwny i pusty. Paru ludzi prosiło młodego kaznodzieję, żeby odprawił egzorcyzmy. Bezskutecznie. Nikt nawet nie znał imienia owego nieznajomego, ale wszyscy zgodnie uważali go za szalonego. Nawet jeśli zamykali na niedzielę kościół, on tam był, a echo niezrozumiałych słów dźwięczało wśród grubych murów.

      Pewnego dnia, kiedy wszyscy jak zwykle przyszli na mszę, księdza nie było. Spóźnił się parę minut. Wylewnie przeprosił za to bardzo słabym głosem. Pod oczami miał wory, a jeszcze wczoraj gęste włosy były przerzedzone. Wymizerowany stał przy ołtarzu i drżącym głosem odprawiał nabożeństwo. Kiedy unosił ręce do nieba, te drżały jakby nie potrafiły utrzymać własnego ciężaru.
      Ludzie zlękli się, ponieważ pierwszy raz widzieli młodego kaznodzieję w takim stanie. Wyglądał jakby miał upaść i połamać się od razu. Wtem otworzyły się kościelne wrota i wkroczył nieznajomy. Ksiądz Jeremy patrzył na niego przerażonym wzrokiem i żegnał się raz, za razem
. Człowiek, którego określano mianem 'Szeptacza', bez skrępowania szedł przed siebie. Cała wspólnota zastygła w oczekiwaniu.
      Ojciec Jeremy sparaliżowany ze strachu nie ruszał się, tylko oczy miał rozbiegane. Krążyły po wnętrzu kościoła, jakby widziały najupiorniejsze rzeczy jakie istnieją. Mężczyzna zatrzymał się pośród ławek i stał niewzruszony. Nikt się nie ruszył. Naraz ksiądz padł na kolana,a ludzie spostrzegli, że nieznajomy szepcze. Przypadkowa mieszanina słów brzmiała strasznie. Niektórzy porównali to potem do krakania wrony, a inni do upiornego krzyku. Było wiele opinii na ten temat.
      Młodzieniec padł twarzą na podłogę i zaczął wić się w konwulsjach, wymiotując krwią. Jednak nie płynęła ona tylko z jego ust, a także z oczu, uszu i nosa. Wyciągał ręce do wiernych, lecz nikt nie zareagował. Tylko Szeptacz podszedł do niego i uklęknął.
       Wziął głowę księdza w ręce i podniósł ją tak, by ten spojrzał mu w twarz. Uśmiechnął się. Jakaś kobieta zemdlała, a inna zaczęła krzyczeć. Ktoś upadł i nie wstał już więcej, a mężczyzna się śmiał. Z ust Jeremy'ego buchnęła fontanna krwi, brudząc ubranie drugiego. Wtedy podniósł oczy i zrozumiał, co się dzieje. Nieznajomy przez zęby wysyczał kolejne słowa. 
      Młody kaznodzieja rozszerzył oczy w przerażeniu i zawył potwornie. Był to wrzask, który ciągnął się niezmiernie długo. Nawet po wszystkim. Każdy słyszał go w uszach przez kolejne lata, a niektórzy do samej śmierci. Pamiętali też jak ów potwór, który skrzywdził ich ojca, głoszącego wiarę odchodzi - chlupiąc butami po zakrwawionej posadce. Mimo, że ciało ludzkie zawiera około pięciu litrów krwi, z ust księdza wypłynęło jej o wiele więcej. Na tyle, by pokryć całą warstwę podłogi.
      Kiedy ludzie, którzy nie przyszli na niedzielną mszę, skierowali swe kroki do kościoła, ponieważ członkowie rodzin nie wrócili jeszcze do domu - czuli się, jakby wkroczyli w przedsionki piekieł. Na ziemi leżeli ludzie, martwi lub nie. Niektórzy powariowali i nie mogli już nigdy stać się tacy jak wcześniej. W jednej wielkiej kałuży krwi, która tworzyła jakby karmazynowy dywan - walały się części ciała. Także wymiociny i inne niezidentyfikowane ciecze. No i martwe dzieci. Jeszcze nienarodzone.
      Uprzątnięcie tego chaosu zajęło dużo czasu i mimo traumy, mieszczanie nie mogli pozwolić sobie na opuszczenie kościoła. Płacili za niego i ktoś musiał tam pracować. Chętnych było mniej, ale zawsze jacyś. Jednak ta historia kończyła się zawsze tak samo. Za każdym razem powstawało nowe oblicze pandemonium. Coraz to obrzydliwsze i brutalniejsze. Nadszedł czas, że nie znaleźli żywej duszy. Wszyscy pozjadali się nawzajem, a ostatnia osoba zmarła z przejedzenia i walała się w swoich wymiocinach.
      Kiedy Amber zakończyła swoją opowieść zapadła głucha cisza. Wbrew dawnym rozmyślaniom, każdy był przerażony. Nawet chłopacy. Violet drżała na całym ciele i rozglądała się dookoła. Nic nie wskazywało na prawdziwość opowieści, dopóki nie zauważyła wiszących na krzyżu, wyschniętych jelit.
      Wybiegła czym prędzej z kościoła i zwymiotowała. Torsje wyciskały z niej wszystko, co tylko się dało. Upadła na ziemię za sobą i zwinęła w drżący kłębek, czekając aż ktoś po nią wyjdzie. Zbyt bała się wstać. Zmęczona zamknęła oczy i słuchała dochodzących zza drzwi głosów jej przyjaciół.
-Pycha. Chciwość. Zazdrość. Nieczystość. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Gniew. Lenistwo - usłyszała za sobą. Otworzyła szeroko oczy, spodziewając się zobaczyć któregoś z chłopców. Nikogo nie było w pobliżu.
      Chwilę potem z kościoła wyszła Amber:
- Mówiłaś coś? - zapytała zaniepokojona i uklękła przy przyjaciółce.
- Nie - zaszczękała zębami Violet. - Wydawało mi się, że to wy rozmawialiście...
- Czekaliśmy na ciebie i nic nie mówiliśmy - dziewczyna patrzyła na nią wielkimi oczyma. - Musiałaś coś gadać, nie ściemniaj!
- Hej, V - zagadał do zwiniętej na ziemi dziewczyny, Mike. - Czy twój tata nie jest katechetą? Nie opowiadał ci nic o tym?
- Nie, nie mówił nic - zrobiło jej się słabo. Usiadła prosto i spojrzała na wrota kościoła.
      Stał w nich mężczyzna. Miał na sobie czarną pelerynę i patrzył prosto na nią. Jej przyjaciele zdrętwieli i powoli odwrócili się od niej. Chłopak uciekł pierwszy, a Amber niedługo po nim. Violet nie mogła się ruszyć. Wiedziała, że mężczyzna blokuje wyjście reszcie.
      Siedziała sparaliżowana. Łzy zakręciły jej się w oczach i bez niczyjej zgody pociekły po policzkach. Oddech przyspieszył i zamienił się w łkanie. Ponownie usłyszała szept:
- Violent *. Cudownie pasuje. Wiesz dlaczego tu jesteś, drogie dziecko? - rozumiała każde słowo.- To twoja cena, którą musisz zapłacić. Za główny grzech. Wiesz który? Tak, za chciwość. Nie powinnaś tu przychodzić. Nie powinnaś słyszeć tej historii. Chciwa. Każdy z was kończy tak samo, każdy popełnia ten sam błąd.       Dziewczyna czuła, jak zalega jej coś w płucach. Zaczęła kaszleć. Na rękach i nogach została krew. Lała się też z nosa i oczu. Violet podejrzewała, że także z uszu.
- Boże, ratuj. Pomóż mi, Ojcze Niebieski - chciała krzyczeć, lecz jej głos ledwo wydobywał się z gardła.
- Boga nie ma tutaj z nami - syknął mężczyzna. - Każdy kto pozna tę historię ginie. Dzisiaj nadszedł wasz dzień, biedne dzieci. Wasze cierpienie będzie ponawiać się co i rusz, będziecie płacić mi wiecznie. Za wasze parszywe dusze.
     
Wtedy dziewczyna zrozumiała co się dzieje. Spotkała diabła. Chciała wiedzieć wszystko i teraz ma. Swoją karę. Cenę, za chciwość. Kiedy wymiotowała krwią, szatan spojrzał wgłąb kościoła. Uśmiechnął się jakby zadowolony i szepnął:
- Nastąpił dzień gniewu - gardłowy śmiech naprawdę przywodził na myśl najgorsze tortury i ognie piekielne.
      Violet widziała już idących po nią upadłych aniołów, sługów Lucyfera. Połamane skrzydła, poranione ciała. Gnijące mięso zwisające z kości. Zawyła jak kiedyś ksiądz Jeremy. To był ten sam wymiar krzyku, o innym brzmieniu, jednak znaczenie niósł to samo.
- A szept Pana trwał będzie. Grzeszni zostaną ukarani i posłani w piekieł odmęty. My, jako strażnicy bram, zbierać będziemy chciwych, którzy historię tę posłyszeli i ciekawości ponieść się dali. Ona ostatnim stopniem by w piekieł bramy wkroczyć - recytowały upiorne stworzenia.
      Dziewczyna zwymiotowała i tylko z daleka usłyszała wściekłe wrzaski i głuche uderzenia. Krztusiła się, kiedy potok krwi bluznął jej z ust i upadła. Nie na ziemię jednak,a w jej głąb. W najciemniejsze odmęty piekieł. Za sobą usłyszała:
- Pamiętaj co cię zgubiło. Ciekawość. I ta historia. Ona jest przekleństwem.
     
Kiedy znaleziono ciało młodej dziewczyny, legendę spisać kazano. Ciała chłopców w kościele, rozszarpane na strzępy, leżały wśród wylewających się wnętrzności. Niedługo potem kronikarz i pracujący nad tym uczeni zmarli. Wszyscy wykrwawili się na śmierć, a nikt nie ruszył się ze swojego miejsca. Nadchodzi czas pychy, a szept musi trwać...


O matko, wydaje mi się, że to strasznie przesadzone jest i wgl :c no nic, najwyżej to zniknie, prawda? prawda. Oceniajcie, żebym wiedziała co z tym zrobić.
*Violent - gwałtowny
     

3 komentarze:

  1. Witaj, wreszcie mogę skomentować bloga, który mi się tak bardzo spodobał! Piękny wygląd, śliczny styl pisania, aż przyjemnie się czyta.
    Mam jednak pewne propozycje. Bardzo jest tu namieszane, idzie się pogubić. Może dodasz zakładki, a w każdej z nich będzie inne opowiadanie? Lepiej by się wtedy czytało. No i o obserwatorów proszę, tak by nam, czytelnikom ułatwić życie, heh :)
    Jednakże najbardziej spodobało mi się opowiadanie, w którym jest Anahi i Noah dlatego czekam z niecierpliwością na kolejną część :)
    Taki talent nie może się zmarnować więc nominuję Cię do Liebster Award, szczegóły u mnie na blogu w zakładce "Liebster Award".
    Pozdrawiam :)
    http://archangel-and-angel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dla mnie wielka radość, że Ci się podoba i w najbliższym czasie zastosuje się do Twoich rad, tylko muszę popatrzeć jak to zrobić po swojemu :D Muszę kombinować, ale niedługo powinno mi się udać to zrobić :) A rozdział powinien pojawić się jutro, albo jeszcze dziś - nie wiem czy się uda. Dzięki za wszystko :)

      Usuń
  2. LOL. Może być pupy nie urywa ale jest okej ^^
    xD

    OdpowiedzUsuń