piątek, 9 stycznia 2015

Nie rozmawiaj ze mną (3)

No, tada! Wróciłam, tak sądzę. Nie było mnie długo, wiem, ale spokojnie. Nie porwali mnie kosmici, nikt mnie nie zamordował, jestem tutaj. Miałam po prostu mały kryzys osobowości, a codzienne wstawanie do szkoły też w pewien sposób zniechęcało mnie do jakichkolwiek akcji nieobowiązkowych po powrocie do domku. Pierwsze co dodam, to właśnie te opowiadanie, ale postaram się później pociągnąć resztę dalej, mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :) No i pytanko - jak w nowym roku? :P


                                                    Nie rozmawiaj ze mną

      Reszta dnia Dominicowi upłynęła nad wyraz spokojnie. Pochodził po domu, posłuchał muzyki i z nudów nawet przeczytał parę stron książki, co w ostatnich czasach było u niego rzeczą trochę więcej niż dziwną. Wydarzenia zmieniają ludzi, ale chyba wszyscy w tym domu mieli nadzieję, że wyjdą na prostą. Musieli, przecież nie było innej możliwości, prawda? Chłopak przez większość czasu zadawał sobie te, głównie retoryczne, pytania. Wzdychał i patrzył przez wszystkie możliwe okna, ogarnięty jakąś niesamowitą melancholią. To miejsce coś mu przypominało, jakby już skądś je znał.

      'Może wreszcie znalazłem swoje miejsce na ziemi' zaśmiał się w myślach. Siedząc na parapecie, patrzył przed siebie. Słońce świeciło wysoko na błękitnym niebie, trawa zieleniła się w dole, a jezioro niedaleko wyglądało jak płynne srebro. Dominic przez chwilę pomyślał, że to miejsce może rozwinąć jego poetyckie zdolności, ale po chwili skorygował się - przecież nie miał ich wcale. W pewnej odległości od jeziora, raczej pokaźnej, pyszniła się wielka rezydencja. Kto wie, może to nawet zamek? Dominic bez swoich okularów nie potrafił tego ocenić.
       Nie miał aż tak złego wzroku, by nosić je cały czas, ale niewystarczająco dobry, żeby widzieć aż tak odległe obiekty. Zwykle zakładał je tylko do czytania i to w domu, nieraz też używał ich przy komputerze. Jego mama uparcie twierdziła, że wygląda w nich niezwykle przystojnie i dodaje mu to tego rodzaju uroku, który sprawia, że ludzie myślą o tobie jak o człowieku bardziej inteligentnym niż w rzeczywistości jesteś. Cóż, futerał z dwoma szkiełkami w metalowej oprawie w tej chwili się gdzieś zapodział, więc odpuścił sobie rozglądanie się za nim. Może zapyta o to później Jasmine? Albo wybierze się na wycieczkę i sam to sprawdzi. Zastanawiał się jeszcze chwilę czy jest to obiekt dostępny turystycznie, czy może ktoś tam teraz mieszka.
      Wzruszył ramionami sam do siebie i podniósł się na nogi. Ziewnął przeciągle, choć nie robił dziś nic męczącego. To zapewne zmiana otoczenia i ten cały szum wokół podłączania kablówek, przewodów i innych badziewi, bez których oczywiście nie dało się żyć. W pewnym momencie zszedł do kuchni i zajął się pomaganiem mamie przy gotowaniu obiadu. Obrał ziemniaki, umył brokuły i wstawił je do garnka, by powoli się gotowały. Wielkimi krokami zbliżał się wieczór. Na skraju myśli Dominica pojawiło się kolejne pytanie, czy dziewczyna się pojawi? Miał na to nadzieję, chciał znać choć jedną osobę, zanim pójdzie do szkoły. Zaczynanie wszystkiego od początku jest w końcu trudne, chyba dla każdego. Nawet dla tak towarzyskiej osoby jak on.
       Kiedy chłopak pobiegł pod prysznic, by się odświeżyć przed możliwą wizytą, coś mu się przypomniało. Nie podał godziny! Skąd dziewczyna miała wiedzieć o której się zjawić? Czasem był taki jełopem, że aż jego samego to dziwiło. Uderzył głową w ściankę prysznica, przeklinając się za swoją głupotę. Miał tylko nadzieję, że je kolacje o dokładnie tej samej porze co oni. Jest takie prawdopodobieństwo, prawda? Kogo on chciał oszukać, były małe szanse. 'Drogi Boże, czemuż pozwoliłeś mi być tak głupim?' pomyślał, krzywiąc się. Sam nie wiedział do końca, dlaczego aż tak bardzo chce by się zjawiła. Co nie zmieniało faktu, że chciał. Tak po prostu, najzwyczajniej w świecie chciał znaleźć sobie przyjaciela na tym pustkowiu, by nie użyć brzydszego określenia.
        Kiedy zszedł znów na dół, ubrany w stu procentach świeże ubrania i pachnący drogimi perfumami, jakoś dziesięć minut przed czasem gdy zasiadali do stołu, czyli około wpół do piątej, zobaczył siostrę biegającą radośnie po jadalni. Tańczyła na polerowanym parkiecie, trzymając w objęciach lalkę i Dominic przez chwilę pomyślał, że naprawdę ją kochał. Taką małą, niewinną - przypominała mu jego samego. Mogło wydawać się to trochę niesamowite, ale lubił dzieciaki. Oczywiście w tym pozytywnym sensie! Nigdy nie pomyślałaby o... 'A szkoda słów' pomyślał, wiedząc jak bardzo zdenerwuje go przypominanie sobie ludzi o takich upodobaniach. To chore!
       Podczas układania zastawy na obrusie starannie rozłożonym na hebanowym stole, usłyszał pukanie do drzwi. Nie miał nadziei, że to Jasmine, więc nie spieszył się specjalnie. Potruchtał spokojnie do drzwi i otworzył je szeroko.
- Dobry wieczór - usłyszał cichy głos i stanął w miejscu, można powiedzieć, że go zatkało.
- No, cześć - wyjąkał w końcu. - Skąd wiedziałaś o której przyjść? Okropnie cię przepraszam, bo zapomniałem podać godziny i w sumie się martwiłem, że nie przyjdziesz... Jesteś sama?
- Normalni ludzie jedzą o tej porze kolacje, więc obstawiałam, że twoja rodzina także - spojrzała na niego swoimi dużymi oczami i wtedy stwierdził, że wygląda trochę jak Bambi. - Babcia trochę źle się czuła, więc zrobiłam jej kanapki i została w domu. Mam nadzieję, że to nie jest problem?
- Nie no, żaden. Skąd, zero problemu! Wejdź, nie stój na zewnątrz. Tutaj jest wieszak, pozwól płaszcz - wyglądać mógł jak chciał, ale rodzice nauczyli go manier i tak będzie zachowywał się najpewniej przez resztę swojego życia.- Tu możesz odstawić buty, no i dam ci chyba jakieś kapcie, bo kafelki są tu niezwykle zimne. Jeszcze nie włączyliśmy tego specjalnego ogrzewania. Chodź, zaprowadzę cię do jadalni i usiądziesz. Chcesz coś do picia szczególnego? Herbata? Moi rodzice pewnie zaproponują lampkę wina...
- Ale z ciebie gaduła! - zaśmiała się cicho. Widział to po raz pierwszy i zrobiło to na nim niemałe wrażenie. Czyli jednak potrafiła! Sam uśmiechnął się szeroko i podrapał z zakłopotaniem po głowie. Taki już był. - Ale mów dalej, lubię słuchać ludzi.
- No teraz to mi trochę głupio i nie wiem co mam powiedzieć... Chodźmy po prostu, ok?
      Pewnie zaczął by znowu mówić, gdyby nie usłyszał płaczu Alice. Cóż znowu się stało, kolejny pająk? Ich pewnie jest od groma w tym starym domu, musi się przyzwyczaić! Może i się denerwował, bo dziewczynka wykazywała nadzwyczajny talent do bycia damą, ale i tak przyspieszył kroku. Dziewczyna za nim ledwo nadążała w swojej zwiewnej sukience, w zielonkawym kolorze. Przez parę sekund Dominic zastanawiał się jak wymyślną ma nazwę ten odcień, ale w końcu uznał, że jemu bardzo przypominał turkusowy i niech taki pozostanie. Kiedy wpadł ponownie do jadalni, zobaczył małą dziewczynkę rozciągniętą na podłodze. Westchnął.
       Mrugnął do nowej koleżanki i podszedł do siostry. Złapał ją za ramiona i podniósł na ręce. Bez słowa przytulił do piersi Alice, która wczepiła się w niego jak mała małpka. Pogłaskał ją po głowie i zaczekał aż się uspokoi. Dopiero wtedy zapytał:
- Co się stało?
- Braciszku! Tańczyłam tu sobie z Judith, ale się wywróciłam i boli mnie noga! A do tego jej nigdzie nie ma - zaszlochała żałośnie, pocierając już czerwone lekko oczy.
- Musi gdzieś tu być, przecież nie zniknęła. Pewnie gdzieś poleciała, a ty powinnaś uważać. Tata mówił ci, że parkiet jest śliski - przez chwilę poświęcał jej pełną uwagę.
      Odsunął jedno z krzeseł i posadził na nim siostrę. Spojrzał na jej kolano, z którego małym strumyczkiem ciekła krew. Jasmine podeszła spokojnie i podała dziewczynce rękę, przedstawiając się przy tym. Ona odpowiedziała tym samym, lecz niewyraźnym od płaczu głosem.
- Słuchaj, macie wodę utlenioną i plastry? - zapytała ciemnowłosa.
- Jasne, pewnie gdzieś są - Dominic patrzył na nią, ciekawy co chce zrobić.
- Przyniesiesz? - padła odpowiedź, jakby lekko zirytowana tym, że dalej tu stoi, a nie działa.
      Chłopak sam nie mógł niczego znaleźć, ale zaniepokojona rodzicielka od razu wiedziała gdzie szukać. Podała mu małą buteleczkę i paczuszkę pełną plastrów. Cóż, wątpił by potrzebna była taka ilość, ale grzecznie tego nie skomentował. Po chwili już rana była czysta i zakryta wesołym Tygryskiem.
- Ale gdzie Judith! - pisnęła dziewczynka.
- Kto? - ich gość niezbyt orientował się sytuacji, więc podpowiedział usłużnie.
- Lalka
- To moja przyjaciółka! - zaprotestowała obrażona Alice.
- Znajdzie się, zobaczysz - uśmiech Jasmine wyglądał na przygaszony, co zaniepokoiło chłopca. Czyżby jego siostra ją czymś zirytowała, gdy go nie było?
- Szkoda, że nie możesz jej poznać, polubiłybyście się. Jesteście bardzo podobne - zawyrokowała mała.
- Szkoda, że się nie spotkamy. Tak, niezwykle mi szkoda - te słowa nie brzmiały fałszywie, było w nich coś innego. Emocja podobna do smutku, ale nie dokładnie on. Coś jeszcze, czegoś brakowało.
- Spotkacie, po prostu nie dzisiaj... Dziś nie stanie się nic, moja droga
       Znów pojawił się ten okropny ton i uśmiech. Tak niedorzecznie szeroki, jak skrzywiona wersja kota z Cheshire. Chłopak zadrżał, delikatnie odsuwając zaskoczoną dziewczynę od dziecka, które spuściło wzrok i wpatrywało się w rąbek swojej sukienki. Dominic westchnął, nie wiedząc co myśleć i wskazał dziewczynie krzesło.
- Zaczekaj chwilkę, zaraz przyjdzie reszta z jedzeniem.
       Zgodnie z jego słowami, zaraz pojawili się rodziciele. Jego ojciec, a jakżeby inaczej, zaproponował lampkę czerwonego wina do kolacji. O dziwo, wszyscy na to przystali, tylko jego siostra piła sok porzeczkowy. Polędwiczka w sosie z brokułami i ziemniakami, smakowała wybornie. Kolacja upłynęła wesoło, pełna żartów i historii z życia. Najlepiej chyba bawiła się jego mama, wreszcie miała kogoś, kto podzielałby jej zainteresowania. Mężczyźni, jak na nich przystało, rozmawiali o motoryzacji i innych technicznych sprawach. Zdecydowanie zbyt szybko zapadł zmrok i Dominic zaoferował się, że odprowadzi gościa do domu. Jakby mógł puścić kogokolwiek samego w te egipskie ciemności?
      Kiedy Jasmine grzecznie pożegnała się ze wszystkimi i ubrała swój płaszcz, wyszli. Zaraz potem usłyszeli niezwykle głośny pisk radości Alice. Przez chwilę chłopak był ciekawy co takiego się stało, ale potem jego myśli zajęły poszukiwania ciekawego tematu na drogę. Przez pewien czas szli w ciszy, co nie przeszkadzało mu zbytnio, ale przecież miał tyle pytań! Coraz dalej zostawiali za sobą ciepłą poświatę domu i coraz bardziej radowało go, że miał ze sobą latarkę. Chyba doszedł do wniosku, że wcale nie lubi ciemności. Zdawała się coś ukrywać.


Dziś chyba raczej nie ma żadnych niezwykle tajemniczych wątków i powiewów grozy, ale czasem trzeba. Rozpisałam się tak, bo dawno nic wam nie dałam do czytania. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie pamiętacie. Postaram się w weekend nadrobić wszystkie zaległości na blogach i mam nadzieje, że skrobniecie tu jakiś komentarz. Tak, żeby mnie trochę zmotywować do pisania? :)
Pozdrawiam, życzę miłej nocy/ miłego dnia/ miłego pobytu w szkole/miłego życia w sumie.
Do zobaczyska!

<<Poprzednia część

3 komentarze:

  1. Nie wchodziłam przez większość tygodnia na bloggera, a tu taka niespodzianka! Cieszę się, że wreszcie się tutaj pojawiłaś. Mam nadzieję, że teraz wszystko już u ciebie okej?
    No więc tak; może i według ciebie nie ma żadnych tajemnic, ale parę rzeczy mnie zainteresowało; na przykład ta rekacja Jasmine na komentarz Alice. Czyżby za tym kryło się coś więcej?
    I to wspomnienie o zamku/rezydencji - czyżby miał jakieś większe znaczenie?

    Ogółem to życzę ci wiele czasu, chęci oraz weny. Czekam na następny rozdział!

    Pzdr

    opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com

    shadowofland.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, żeby przypomnieć wszystkim o twojej twórczości, nominowałam cię do Liebster Award. Więcej informacji znajdziesz u mnie na blogu; opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com
    Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Już się bałam, że zapomniałaś o blogu! Ale cieszę się, że jesteś. Mam nadzieję, że znowu nie znikniesz, bo przyznam, że brakowało mi twojej twórczości :)
    Powiewów grozy nie ma, ale przyznam, że boję się tej lalki, naprawdę. Nie wiem czy powinnam, ale wydaje mi się trochę upiorna. Lalki zawsze mają w sobie coś przerażającego.
    Nie znikaj więcej! Życzę Ci wszystkiego czego życzy się pisarzowi: czasu, weny, chęci. A, i jeszcze, żeby szkoła Cię nie wymęczyła!
    Trzymaj się!

    http://paradiseultra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń