piątek, 16 stycznia 2015

W Mroku (8)

Witam Was wszystkich ponownie, tym raz z dawką smoczych rewelacji :) Jestem ciekawa ile części mi to zajmie, ale wiem na pewno, że chyli się to opowiadanie ku końcowi. Choć kto wie, może pojawi się kiedyś jakaś druga część, albo kolejna historia znajomych stąd bohaterów. Może być tak przecież, że mój ukochany Saah pojawi się w którymś z one shot'ów... Tak, ukochany. Nie wiem jak się z nim rozstanę, bo jest niewątpliwie moją ulubioną postacią na tym blogu. Ale co marudzenia, mam tylko jeszcze jedną sprawę. Nie jestem do końca pewna, ale prawdopodobnie posty będą ukazywały się w takiej częstotliwości - gdyż zwyczajnie wracając ze szkoły nie mam siły. Dzisiaj udało mi się usiąść tylko dlatego, że skończyłam o 12, a następnie do16 spałam. Zrobię co w mojej mocy, ale... Trzymajcie kciuki na wypadek.



      Wstrzymałam oddech, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Gdy ujrzałam znajomą sylwetkę, wszystko się we mnie zatrzęsło. Świat dosłownie stanął do góry nogami. Kątem oka widziałam, że Saah przypatruje mi się z ciekawością, ale nie to teraz było ważne. Ciemne włosy, prawie tak czarne jak nocne niebo, roztrzepane w niedbałą fryzurę i mocno zarysowany podbródek. Nie był już chudy, ale szczupły - pod ubraniami widoczne były silne mięśnie, ale wzrost miał taki sam. Wyczekiwałam momentu, kiedy podniesie oczy z książki i spojrzy na mnie, całkiem naturalnie wyobrażałam sobie jego bursztynowe tęczówki
      To co ujrzałam wprawiło mnie w jeszcze większe osłupienie. Nie były one takie jak myślałam, prędzej przyrównałabym je do lazurytów. Szukałam innych oznak, które mogłyby mi powiedzieć, że popełniłam błąd i jest to pomyłka, ale ich po prostu nie było. Tylko oczy były zmienione. Szepnęłam zdezorientowana:
- Jason? - zapadła cisza, nieprzerywana nawet pojedynczym oddechem. Nawet moim własnym.
- Saah, kto to jest? - słowa wydobywające się z jego ust ścisnęły mi serce, bo głos także się nie zmienił. Czy to mógł być on? Nie, przecież nie żył. Poza tym miał inne oczy, po prostu jest podobny. Zaczynam świrować, to pewnie ze zmęczenia.

- Sona, to jest mój mały człowiek, Charlotte. Zapamiętaj, że przebywając w moim domu, jesteś na moim terenie i obowiązują cię moje zasady. Nie tkniesz jej choćby palcem, zrozumiano? - smok zawarczał.
      Mogło to brzmieć irracjonalnie, choć niespecjalnie akurat dziwił mnie fakt tej umiejętności, to zaszokowało mnie to, że to zrobił. Spojrzałam na niego, dalej zwisając z jego ramienia jak worek ziemniaków. Kiedy zobaczyłam jak jego oczy wręcz żarzą się wyższością, a lekko uchylone usta ukazywały zaostrzone zęby, zadrżałam. Chciałam zsunąć się z niego i stanąć obok, ale na moje nieszczęście mnie obejmował. Oczy drugiego chłopaka także płonęły, stał prosto i tylko patrzył na Saah'a, zaciskając szczękę. Nie odezwał się słowem, tylko skinął głową - najwidoczniej na więcej go nie było stać. Odwrócił się i jego ręka powędrowała ku masywnej, mosiężnej gałce.
- Saah, postaw mnie - wyszeptałam mu do ucha, na co wzdrygnął się i zmierzył moją twarz wzrokiem. Pewnie wyglądałam jak uosobienie straconej nadziei i rozpaczy.
- Nie, nie uleczyłem twojej rany, ale uśmierzyłem ból na jakiś czas. Jeśli cię postawie zaczniesz wyć, skamleć i upadać znów. W środku będę musiał powyjmować kawałki szkła i wszystkiego innego, co tam wbiłaś uciekając ode mnie. Potem to zaleczymy.
      Dokładnie widziałam jak mięśnie pleców chłopaka się napinają.
- Marnujesz na nią swój talent? Niby kim ona jest, żeby na to zasłużyć? - powiedział to, stojąc do nas tyłem. Zarówno czułam i słyszałam jak w piersi mojego smoka rodzi się kolejny warkot. Brzmiał niemal jak wilczy, ale było w nim coś jeszcze bardziej dzikiego i pierwotnego. Coś silnego, groźba.
- Przeginasz, Sona - tym razem nie wyłapałam już przyjacielskiej pobłażliwości i spokojnego tonu, który wcześniej dało się jeszcze słyszeć.
- Taka prawda, wiesz dobrze. Wróć ze mną do Vangleh, nie masz czego tu szukać. Twój plan nie wypali, a tam masz Kolonię...
- Dość - głos czerwonowłosego brzmiał niezwykle ostro. Oboje zamilkli, nawet po wejściu do środka nie odezwali się słowem. Zostawili swoje kurtki na wieszaku, oboje skierowali się po schodach na górę. Ja także, choć byłam raczej bagażem. Podczas kiedy "my" skręciliśmy w lewo, nowy gość poszedł w prawo. Pozostawiliśmy to bez komentarza.
       Pewnie patrzyłabym za Soną aż zniknie, gdybym tylko miała możliwość. Jednak taka nie zaistniała, patrzyłam więc przed siebie, gdy Saah skierował się w stronę jednego z pokoi. Kiedy otwierał drzwi, ujrzałam go na zakręcie. Patrzył wprost na mnie, z grymasem niezadowolenia na twarzy. Zauważając mój wzrok, tylko pokręcił głową i wszedł do pierwszego, lepszego pomieszczenia jak mi się wydawało. Dopiero po przekroczeniu progu przez mój transport, jęknęłam ze zgrozą.
       Nie pamiętałam tego miejsca, w ogóle nie przypominałam sobie żadnego gabinetu lekarskiego w tym domu. Zaczęłam się wyrywać, co poskutkowało tym, że Saah zachwiał się i prawie mnie upuścił.
- Co ci odbiło, do cholery jasnej? - spojrzał na mnie złowrogo, sadzając mnie na kozetce.
- Nie, ja nie chce tu być, chcę wyjść... Wypuść mnie, proszę. Nie chce tu zostać, muszę wyjść - chlipałam. Czy wspominałam może, że mam także lęk przed lekarzami? Oraz różnymi sprzętami, którymi muszą się posługiwać?       
- Hej, co się dzieje? Charlotte, uspokój się - smok uklęknął przede mną, patrząc mi w oczy. Był zaniepokojony, ale z jakiegoś powodu jego wzrok mnie uspokajał. Podobała mi się jego twarz, taka inna - a jednocześnie taka... znajoma. Wzięłam głęboki oddech i naprawdę chciałam powiedzieć mu o co chodzi, ale głos uwiązł mi w gardle i tylko jąkałam się nerwowo.
      Zatoczyłam koło rękoma, wskazałam palcem już wszystko - włącznie z białym kitlem, który na siebie założył. Panująca tu atmosfera była tak różna od tej w całym domu i aż zanadto przypominała mi szpital, zapachem także. Sterylność biła tu z każdego kąta, nawet od białych ścian. Przerażało mnie to niesamowicie. Saah najprawdopodobniej tego po prostu nie rozumiał. Westchnął, przeczesał ręką włosy i wstał. Oparł rękę na moim ramieniu i popchnął mnie, bym się położyła.
- Zamknij oczy i oddychaj, zaraz ci coś przyniosę.
      Faktycznie, zaraz poczułam jak do uszu wkłada mi słuchawki i usłyszałam muzykę. Były to jakieś utwory kompozytorskie, które pozwoliły mi zapomnieć o bożym świecie, do chwili kiedy poczułam coś mokrego na nodze. Zerwałam się szybko, patrząc ze zdziwieniem na czerwonowłosego, który delikatnie obmywał moją pulsującą lekkim bólem stopę. Jego potępiająca mina sprawiła, że znów leżałam i starałam się nie wzdrygać. No cóż, miałam łaskotki. Prawdziwa tragedia zaczęła się, kiedy coś mnie ukuło. Tym razem już wołami nie przewrócili by mnie na plecy. Wyrwałam słuchawki z uszu.
- Co ty wyprawiasz? - znów pojawił się spazmatyczny oddech, byłam taką panikarą.
- Muszę rozciąć skórę, żeby móc oczyścić wnętrze...- dobra, moje obawy nie były nieuzasadnione.
- Jak to rozciąć?! Co to ma znaczyć?
- Wcześniej musiałem zaleczyć ci skórę, żebyś nie traciła więcej krwi. Jednak wszystkie odłamki i cała reszta syfu została w środku. Jak tego nie zrobimy to dojdzie do zakażenia i całkowicie ją stracisz - tłumaczył mi cierpliwie Saah.
- Ja nie chcę - chlipnęłam cicho. Walczyłam sama ze sobą między złem mniejszym, a większym. Nie wiedziałam które wybrać.
- Musisz być dzielna, będzie bolało tylko przez chwilę. Obiecuję. Potem weźmiemy dużą paczkę lodów i pójdziemy obejrzeć film, lubisz filmy? - kiwnęłam tylko głową, pociągając przy tym nosem.- To dobrze, bądź grzeczna i nie patrz.
      Posłuchałam go, choć nie było mi to ani trochę na rękę. Jednak chłopak miał rację, nie było tragedii. Może trochę zbyt żywo zareagowałam na uczucie skalpela jadącego po skórze, ale naprawdę nie było tak źle. Kiedy już wypłakałam wszystkie łzy, a moja noga była bezpieczna, posmarowana maściami i opatrzona, rzuciłam się mojemu smokowi na szyję. Tak bardzo potrzebowałam wsparcia, że wczepiłam się w niego jak rzep i nie chciałam puścić. Wzdychając ciężko, usiadł i wziął mnie na kolana, by bez przeszkód gładzić moje włosy. Uspokoiłam się co nieco. Wtem drzwi się otworzyły.
       Nie widziałam kto wszedł, aczkolwiek mogła to być tylko jedna osoba. Potwierdził to głos, który naraz usłyszałam:
- Mam wszystko i wychodzę.
- Jasne, kiedy wrócisz? - pierś Saah'a wibrowała kiedy mówił. Wydało mi się to nagle zabawne, ale byłam cichutko. Zbyt onieśmielona i znów odrętwiała od myśli, że za moimi plecami jest ktoś tak podobny do Jasona.
- Nie wiem, ale lepiej, żeby wtedy... - urwał nagle, co zwróciło moją ciekawość.
- Wiem, wejdź od ogrodu i jak najszybciej się tym zajmę.
      Drzwi trzasnęły, a ja wzdrygnęłam się odruchowo.
- Saah...- zagaiłam cicho, dalej wtulona nosem w jego szyję.
- Nie pytaj, nie będę odpowiadać na pytania, które prawdopodobnie chciałabyś mi zadać - westchnął zrezygnowany.
- Czyli nie powiesz mi jaki film obejrzymy?
- Nie, nie powiem. Sam jeszcze nie wiem, chodźmy sprawdzić.
      Na przekór jego słowom, nie poszliśmy. On poszedł, a ja zostałam przeniesiona. W ten oto sposób wylądowałam na kanapie w jednym z pokoi, pod kocem i z pudełkiem brzoskwiniowych lodów na kolanach. Wybraliśmy 'Hobbita' i podczas seansu wcięliśmy dwa pudełka mrożonego cudu. Pod koniec, jak to zwykle ze mną bywa - zasnęłam, wsparta na jego ramieniu. Na skraju świadomości poczułam jeszcze jak układa mnie na kanapie i mości się za mną. Westchnął, wtulając twarz w moje włosy i pomyślałam, że jest całkiem jak kot łasy na bliskość. Po prostu musi mieć kogoś obok. Mniej więcej w tym momencie zasnęłam.


Krótko dzisiaj, wiem. Jednak jest po drugiej już... Nie chcę się zbytnio rozpisywać, może innym razem. Bayu!
Nari

P.S. Naprawdę, nie bójcie się komentować...

<<Poprzednia część                                                                                             Następna część>>

2 komentarze:

  1. Witam, witam!
    Może i krótko, ale ważne, że coś napisałaś.
    Ogółem: podoba mi się to, bez względu na długość.
    Ja również bardzo polubiłam Saaha. Niby smok, ale leczy Charlotte, zajmuje się nią i ogląda z nią Hobbita. Nie powiedziałabym, że tak się zachowuje "prześladowca" wobec osoby porwanej, która od niego uciekła:P
    Dodatkowo, ten Sona, który przypomina jej Jasona. Ciekawe, co z tego wyniknie...
    Chociaż chyba najbardziej zaintrygowała mnie rozmowa między smokami. Mam parę opcji, o co mogło chodzić, ale pewnie i tak mnie zaskoczysz;)
    Pzdr i czekam nn! Życzę weny, weny i czaasu!

    opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com
    shadowofland.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. http://i-love-you-for-it.blogspot.com/
    obserwuje ;)

    OdpowiedzUsuń