poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Nie rozmawiaj ze mną (1)

Więc jest to nowe opowiadanie, żeby oderwać się od rzeczywistości romansów choć na chwilę. Ma być to w zamierzeniu horror, o który poprosiła mnie i zainspirowała wspaniała Patrycja! :* Dlatego właśnie biorę się za pisanie, bez zbędnych słów, niedługo też możecie doczekać się Anahi - ponieważ Noah wreszcie zaczął opowiadać :) Tak, więc, czytajta i komentujta jeśli możeta! ( a wiem, że możecie, macie nawet włączoną opcję anonimowości...) :p


      Dominic od początku nie był za przeprowadzką do nowego miasta. Musiał porzucić szkołę, znajomych i karierę sportową, którą na dobrą sprawę dopiero rozpoczął. Ojciec stwierdził, że tak będzie najlepiej dla rodziny, głównie mając na uwadze matkę z napadami depresyjnymi. Pewnego dnia po prostu wszedł do pokoju chłopaka i oznajmił, że wyjeżdżają na drugi koniec kraju. Zdanie jego i młodszej siostry, która mimo tego, że chodziła do przedszkola i zrobiła o to wielką awanturę, się nie liczyło.

       Co było jedną z gorszych wiadomości, przenieść się mieli w okresie wakacji, tak by chłopak nie miał problemu ze szkołą. Ta wiadomość ostatecznie go podłamała, więc ostatni miesiąc zajęć niemalże olał, spotykając się ze znajomymi i używając życia. Miał siedemnaście lat, a mimo tego nie przejmował się codziennym pijaństwem, oraz tym, że wokół jego ulubionego miejsca wciąż krąży policja. Rodzice Dominica nic nie mówili na ten temat. Może można by to postrzegać jako objaw pobłażania, zanim wyjadą i to wszystko skończy się na zawsze, ale ludzie wiedzieli, że im to było po prostu obojętne.
       Jego zblazowanej matki praktycznie nic nie obchodziło, a ojciec rzadko wracał do domu z powodu wielu spraw, które musiał załatwić przed wyjazdem. Obecnym życiem chłopaka rządziła zasada 'hulaj dusza!' . Rok zdał bez większego problemu, w końcu pieniądze potrafią wszystko. Zresztą nie tylko szkołę zaliczył. Pierwszego dnia wakacji załadował spakowane pudła do ciężarówki i ruszył w siną dal.
       Przyglądając się krajobrazowi za oknem i przymykającym niekiedy miasteczkom, słuchał muzyki. Nie miał wyrobionego konkretnego stylu - słuchał wszystkiego co mu wpadło w ucho. Najczęściej po prostu dopasowywał playlisty do swojego nastroju. Dzisiaj był on nietęgi. Podróż ciągnęła się niemiłosiernie i dobrze wiedział, że potrwa jeszcze długo. Około dziewięć godzin przy dobrych warunkach. Poradzi sobie, wytrzyma. Nie zacznie krzyczeć, nie wysiądzie i nie wróci piechotą do domu, przy którym teraz stała tabliczka "na sprzedaż". Odetchnął głęboko i zapadł się w siedzenie, przymykając oczy.
      Zasnął. Co było jedną z niewielu umiejętności, z których posiadania był zadowolony, potrafił spać jak kamień. Trudno było go dobudzić, jeśli nie miał powodu by wstać. W tym wypadku go nie było. Ze słuchawkami na uszach nie słyszał nawet narzekania młodszej siostry. Musiał odpocząć, nie przejmować się nikim innym. Śnił o swoich znajomych, o przeszłości. Przypomniało mu się wszystko, co razem zrobili i wpędziło go to w jeszcze gorsze samopoczucie.
      Kiedy otworzył oczy było już ciemno. Mała Alice spała w fotelu obok, matka siedziała z głową opartą o szybę, a ojciec patrzył przed siebie nic nie mówiąc. Atmosfera frustracji była powszechna w każdym zakątku samochodu i Dominic od razu pożałował, że się obudził. Chrząknął cicho, nie mając zamiaru zwracać na siebie uwagi, ale jego rodzicielka i tak się odwróciła. Miała podkrążone oczy i bladą cerę, wyglądała na wyczerpaną. Wtedy zrobiło mu się jej szkoda i część żalu do rodziców wyparowała.
      Pamiętał jak jej policzki były rumiane, a oczy błyszczały radością i inteligencją. Teraz były matowe i smutne. Błyszczące czarne włosy, długie do pasa straciły swój połysk i zdrowie. Pełna sylwetka zamieniła się w wieszak na ubrania, z którego prawie wszystko i tak spadało. Jak można zmienić się w ten sposób w przeciągu pięciu miesięcy? Posłała mu słaby uśmiech, który odwzajemnił - nagle patrząc na to wszystko z innej strony, i choć wcale nie zmienił zdania, to trochę zrozumiał.
- Kocham cię - wyszeptała cicho, a on odpowiedział tym samym.
      W górnym lusterku zobaczył lekki uśmiech błąkający się na ustach ojca. Spojrzał też na małą, zwiniętą w kłębek dziewczynkę, która smacznie spała. Nagle odprężył się i znów zapadł w sen. Tak było najłatwiej. Może ich rodzina wreszcie wróci do normalności, w tej chwili był gotów o to walczyć.
      Tym razem obudził się dopiero na miejscu, zdumiony tym, że ich ojciec nie zrobił postoju. Był ranek, około godziny dziewiątej. Kiedy wysiadł, pierwsze co zrobił to przeciągnął się i ziewnął. Czuł się jak po pierwszym treningu footballu, kiedy to został zgnieciony i skopany. Przekręcił szyję tak, że aż chrupnęło i dopiero wtedy skierował swoją uwagę na dom. Był to ładny parterowy budynek, z poddaszem użytkowym, zbudowany w stylu wiktoriańskim. Nie przykuwał specjalnie wzroku, ale zdawał się być przyjemnym miejscem. Na około kwiecił się ogród, który chłopak uznał za coś dobrego.
      Chwilę później byli już w środku i myśleli nad zagospodarowaniem pomieszczeń. Jak wiadomo nastąpił też wyścig rodzeństwa po najlepszy pokój, który oczywiście wygrał. Kochał swoją siostrę, ale aż tyle dla niej robić nie zamierzał. Wpadł po schodach na górę i od razu przyskoczył do pierwszych drzwi po lewej. Otworzył je szeroko, zastając dużą przestrzeń, szeroki parapet i okno wychodzące na las i jezioro kawałek dalej. Oczy miał jak pięć złoty i już wiedział, że za żadne skarby się stąd nie wyniesie. Alice wleciała tam chwilę po nim i jęknęła z niezadowoleniem, kiedy zrozumiała, że nie ma szans by przekonać brata do zamiany. Skrzyżowała ręce na piersi i wyszła tupiąc głośno nogami.
       Furgonetki z rzeczami przyjechały dwie godziny później i wszyscy zaczęli rozpakowywać swoje rzeczy. Dominic w sumie przeniósł tylko swoje pudła do pokoju i ułożył na podłodze materac. Większość mebli stała w garażu, lub komórce na dole. Jutro ktoś miał zająć się przenoszeniem tego. Do wieczora dało się słyszeć tylko szuranie kapci po wyblakłych panelach na korytarzu.
       Wieczorem rodzina zebrała się na kolacji i wszyscy wyglądali na zadowolonych. Rodzice się śmiali, oni także. Przeprowadzka póki co nie okazała się kompletnym błędem i chłopak odetchnął ulgą, poprawiając swoje piaskowe włosy ręką. Obejrzał twarze rodziny, które jakimś cudem zaczęły wyglądać inaczej. Normalniej, spokojniej. Bardziej szczęśliwie. Tak powinno być zawsze, więc sam się uśmiechnął i zaczął opowiadać jakiś głupi żart, który w sumie nie był śmieszny sam w sobie, ale i tak wszyscy śmiali się z jego absurdalności.
       Kiedy matka położyła już spać Alice i wróciła do kuchni, blondyn pomógł jej umyć i wytrzeć naczynia. Od dawna tego nie robił i zadziwiło go to, jak wielką przyjemność może sprawić pomoc w zwykłych, prostych czynnościach.
- Mamo?
- Słucham cię, kochanie? - spojrzała na niego z szerokim uśmiechem na twarzy, a on wtedy zobaczył dawny błysk w jej niebieskich oczach, które po niej odziedziczył.
- To chyba był dobry wybór. Nie jestem zły, że wyjechaliśmy - wzruszył ramionami. - Znajdę nowych znajomych, a tutaj w szkole też pewnie mają jakąś drużynę.
- Na pewno, a jakiego wspaniałego zawodnika zyskają! Takiego odważnego i silnego...-wyciągnęła rękę w górę i pogłaskała go po głowie - Jejku, kiedy ty tak urosłeś... Jestem z ciebie naprawdę dumna, tata też.
- Wiem, mamo, wiem - westchnął szczęśliwy. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się aż tak spokojny.
      Po wszystkim, udał się do swojego pokoju i rzucił na materac. Był on miękki, więc Dominic od razu się zrelaksował i znowu nałożył słuchawki na uszy. Nie wiedział jak długo tak leżał, zdążył już przysnąć i tracić jakikolwiek kontakt z rzeczywistością, kiedy obudził go mały strumień światła, który padł na jego twarz. Przetarł oczy i zobaczył małą, czarną czuprynę wystającą zza drzwi.
- Wejdź, Alice.
- Braciszku...- wskoczyła do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. - Mogę spać z tobą? Boję się.
- Czego?
- Jest ciemno, strasznie i nie mogę tego słuchać! - powiedziała płaczliwym głosem.
     Zaspany Dominic ledwo rozumiał o co jej chodzi.
- Czemu nie pójdziesz do rodziców? - ziewnął.
- Śpią i się nie budzą...
- No dobrze, zostań. Chodź, wskakuj do łóżka - przesunął się i zrobił jej trochę miejsca. Szybko wpełzła na materac i przytuliła się do niego.
      Trwali tak w ciszy, bo chłopak naprawdę chciał, by mała już zasnęła. Jemu samemu oczy zaczęły się kleić i powieki powoli opadały mu coraz niżej i niżej... W końcu ostatkiem świadomości usłyszał cichy szept Alice:
- Wiesz, ta pani mówiła, że to był błąd. Mówiła, że pożałujesz, bo jesteś złą osobą, ale ja jej nie wierzę. Jesteś moim kochanym braciszkiem...
- Jaka pani?
       Jednak dziewczynka zasnęła, a on chwilę po niej, rzucając te słowa w niepamięć. Śnił o podobnym do nim chłopaku i dziewczynie, której skóra była zimna i alabastrowa, otulona białą satyną i bukietami białych róż.


O mamo, wyszło krótkie, ale jak już mówiłam, ostatnio pisanie wciąga mnie dopiero pod koniec. Chciałabym powiedzieć, że nie odpowiadam za wszystkie niedoskonałości, błędy i nudę, ale to nie prawda. Cóż, hope you enjoy - co mogę napisać. Oceńcie pod spodem, po raz miliardowy przypomnę, że jest włączona opcja anonimowości i wiem, że ktoś to czyta :)
Pozdrawiam, Nari

2 komentarze:

  1. jeeeeeej czekam na następną część. ;)
    bardzo jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy. :)
    ja nie widzę tu żadnych niedoskonałości.
    więc przestań marudzić, bo wszystko co piszesz jeat cudowne. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję że to napisałaś <3
    Jest super i czekam na następną część! :)
    Pewnie wiesz kto pisze :P

    OdpowiedzUsuń