poniedziałek, 18 sierpnia 2014

One Shot(7) - Coś na kieł - for Healy

No to tak jak prosiła Healy, coś o wampirach, tak? Specjalnie dla Ciebie więc dodaję te oto opowiadanie, które w sumie jest pisane na żywioł. Czego ja w ten sposób nie piszę? Dobre pytanie :D No więc, nie wiadomo jak szybko dodam Anahi, bo skoro piszę to z punktu widzenia Noah, to musi to być przemyślane. W okresie wakacji jak wiadomo bardzo trudno się myśli... Jeśli jesteście ciekawi, u mnie wszystko bardzo w porządku, chciałabym, żeby do końca wakacji było lepiej! :) a jak tam u Was? Wyprawki już macie?


      Pewnego dnia obudziłam się ze strasznie złym przeczuciem. Płatki smakowały jak... w sumie były bez smaku, mleko za tłuste, a na mojej głowie w najlepsze wił się ogromny kołtun. Racja, przecież to nic nowego! Siedząc przy stole żułam miodowe kółeczka, które ni w ząb tym miodkiem nie smakowały. Zdziwiło mnie tylko to, że mojego brata nie ma już w domu. Rodzice jak zwykle radośnie pojechali do pracy o godzinie ósmej, kiedy my smacznie jeszcze spaliśmy. Kamil raczej nie wstawał do drugiej po południu, ale kto by się w szczegóły wdawał. Są wakacje, niech robi co chce!

      Mozolnie, z grymasem niezadowolenia na twarzy powoli rozczesałam włosy, żeby potem móc je umyć. Aż za dobrze wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, to w najlepszym wypadku później wyrwę sobie całą ich garść. Cała ta monotonia dawała mi się we znaki, więc zastanawiałam się co mogę zaplanować na dzień dzisiejszy. Postanowiłam wybrać się na plażę.
      Wiedząc, że o tej godzinie grupy wyjazdowej już sobie nie zbiorę, zaczęłam pakować rzeczy do dużej, pasiastej torby. Jakiś ręcznik, książka, krem do opalania. Bagaż stawał się coraz cięższy, więc zdecydowałam, że wiele rzeczy sobie muszę odpuścić. Wybrałam strój w kolorze truskawkowym i patrzyłam na siebie w lustrze. Nie wyglądałam źle.
      Proste blond włosy łaskotały mnie w ramiona, niebieskie oczy miały zwykły, chłodny odcień, a kilka piegów sprawiało, że podobno wyglądałam jak elf. Wiele koleżanek mówiło mi, że jestem piękna, ale moim zdaniem byłam zwyczajna. Człowiek jak człowiek, widziałam dużo ładniejszych od siebie osób. Nie miałam żadnych kompleksów, choć i mi zdarzało się spojrzeć na modelkę z zazdrością.
      Włożyłam na siebie jeszcze jeansowe spodenki z wysokim stanem i bluzkę, krótką - odkrywającą brzuch. Co będę sobie szczędzić, pracowałam na to cały rok, wytrwale i otrzymałam efekty. Miałam się czym chwalić. Z głębokim westchnieniem podniosłam torbę i zarzuciłam ją sobie na ramię. Wychodząc z pokoju złapałam jeszcze pierwszy lepszy zeszyt, jak się okazało od historii, oraz długopis z niebieskim tuszem. 
      W przedpokoju szybko napisałam wiadomość dla mojego starszego brata i zatknęłam ją za obramowanie lustra. Wychodząc zauważyłam jeszcze jego komplet kluczy na wieszaku, więc z niewielką irytacją, schowałam go pod wycieraczkę. Miałam wielką nadzieję, że go tam znajdzie.
      Słońce na zewnątrz porządnie przygrzewało, nieba nie zakrywała nawet jedna chmurka. Ludzie przemykali ulicami jak najszybciej, by skryć się w cieniu, bądź dotrzeć do pierwszego lepszego sklepu z klimatyzacją. Ja lubiłam taką pogodę. Wystawiłam twarz w stronę złotych promieni i chwilę uśmiechałam się zadowolona, by zaraz ruszyć w stronę przystanku autobusowego.
      Na transport długo czekać nie musiałam. Spokojnie zapłaciłam około ośmiu złotych za bilet i usiadłam przy oknie. Z każdym postojem coraz więcej ludzi wsiadało do środka i zaczęło robić się duszno, a od wszystkich można było wyczuć tę swoistą aurę zniecierpliwienia. Każdy chciałby już wysiąść i poczuć na skórze orzeźwiającą bryzę, albo pobiec nad wodę i wskoczyć między fale. W tym wypadku nie byłam wyjątkiem.
      Kiedy w końcu wjechaliśmy do małego, nadmorskiego miasteczka, wypuściłam powietrze przez zęby. Byłam już nieźle zirytowana, a siedząca obok mnie pani pochrapywała z niezadowoleniem, co tylko coraz bardziej działało mi na nerwy. Na kolanach trzymała małego pieska, który patrzył na mnie podejrzliwie i warczał przy każdym moim ruchu. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, ale skoro nie chciałam wyjść na wariatkę, musiałam siedzieć cicho.
       Kiedy głos o metalicznym brzmieniu zapowiedział nazwę stacji, wszyscy podnieśli się z wyrazem ulgi na twarzach. Ja jako jedna z pierwszych wyskoczyłam z autobusu i szybkim krokiem podążyłam w stronę plaży. Tak jak myślałam, chłodny i delikatny powiew wiatru ukoił moje nerwy, więc znów się uśmiechnęłam. Paru chłopaków idących po przeciwnej stronie ulicy pomachało mi, więc wiedziona radosnym impulsem odwzajemniłam gest.
       Dzień spędziłam przyjemnie, wylegując się na złocistym piasku i robiąc przerwy na pławieniu się w chłodnych wodach morza bałtyckiego. Wszędzie biegały dzieci, rozsypując piasek, ale mi to nie przeszkadzało. Co jakiś czas też przechodził obok mnie sprzedawca, głośno oznajmiający, że niesie mrożoną kawę, herbatę i ciastka. Cała ta atmosfera była tak relaksująca i przyjemna, że przysnęłam na chwilę, przypłacając to lekko zaczerwienioną skórą.
       Do domu wróciłam pod wieczór, przeciągając się i ziewając, bo czyste powietrze i niejaki wysiłek włożony w pływanie naprawdę mnie zmęczył. Zanim włożyłam klucz w zamek, sprawdziłam wycieraczkę. Klucz zniknął, czyli Kamil jednak był już w domu. Nacisnęłam klamkę i wmaszerowałam do środka. Od razu usłyszałam kroki w stronę holu, mój brat paranoicznie za każdym razem sprawdzał kto wchodzi. Nie pytał, musiał zobaczyć na własne oczy.
       Kiedy mnie zauważył, odetchnął spokojnie i powiedział cichym głosem:
- Tośka, mamy tu małą niespodziankę.
- Co? - spojrzałam na niego z pytaniem w oczach, ale on tylko machnął ręką, bym poszła za nim.
- Chodź, musisz sama to zobaczyć - szeptał dalej.
- Czego ty tak cicho mówisz, ledwo cię rozumiem - zdenerwowałam się. Nie należałam do cierpliwych, a wiadome było też to, że nienawidzę niespodzianek.
- Cicho bądź - mruknął pod nosem Kamil, który ostrożnie szedł w stronę salonu.
       Co mnie zdziwiło rolety w pokoju dziennym były zasłonięte, więc panował tam przyjemny dla oka półmrok. Pozamykane okna i zasłonięte dodatkowo zasłony skutecznie odcięły jakikolwiek przypływ światła. Na kanapie leżała skulona sylwetka. Spojrzałam na brata jak na chorego umysłowo człowieka i syknęłam wściekła:
- Czy ty masz coś z głową? Co cię wzięło, żeby robić z naszego mieszkania dom pomocy bezdomnym?!
- Spokojnie, wyjaśnię. Zrobiłem ci twój ulubiony koktajl. Chodź, pójdziemy do kuchni - wiedział jak mnie udobruchać. Już z niejako uspokojonym umysłem usiadłam na krzesełku przy marmurowym blacie i czekałam, aż blondyn przeleje napój truskawkowo-ananasowy do dużej szklanki.
       Kiedy już dostałam swój boski nektar i sączyłam go powoli przez słomkę, siedzieliśmy w ciszy. Patrzyliśmy sobie w oczy i wiedziałam, że to co powie mi brat mnie zdenerwuje. Nawet bardzo. Oderwałam się od picia i westchnęłam głośno.
- Mów.
- Cyprian jest wampirem...- powiedział głośno i donośnie Kamil, jakby się obawiał, że mogłabym nie usłyszeć.
       Spojrzałam na niego, uniosłam brwi i czekałam na dalsze wyjaśnienia. Na przykład takie, że to żart. Blondyn nie odezwał się słowem, wpatrując się we mnie uparcie. Zaczęłam się śmiać, nie mogąc nic innego zrobić, bo niby jak inaczej miałam zareagować na coś takiego? Przez mniej więcej pięć minut nie mogłam złapać oddechu i zwijałam się w kłębek na krześle, aż usłyszałam za sobą szuranie. Obróciłam się szybko i zobaczyłam wymizerowanego chłopaka z salonu.
       Wyglądał jakby był w wieku mojego brata, czyli rok, maksymalnie dwa lata starszy ode mnie. Był potwornie blady, oczy miał zapadnięte, a skóra jakby mu prześwitywała. Zrobiło mi się słabo.
- Kamilu, pić - wydyszał słabo, patrząc na mojego brata.
       Mnie nie zaszczycił spojrzeniem. Pewnie wstałabym, żeby pokazać mu, że szacunek okazuje się wszystkim obecnym w pokoju osobom, ale wyglądał naprawdę marnie. Pozwoliłam by blondyn wstał i nalał wody do szklanki, podając ją nieznajomemu, który nagle zaczął kręcić głową z miną zbitego psa.
- Co ci nie pasuje? - zapytał mój brat.
- Nie mogę tego wypić...-spojrzał pod nogi, zrobiło mi się go w sumie żal, choć nie wiedziałam o co chodzi.
- Jak to 'nie możesz'?
- Normalnie, nie przełknę tego. Nie mogę pić tego co wy - wtedy spojrzał na mnie.
       Miał bardzo jasne niebieskie oczy, co było dość zadziwiające przy czarnych włosach. W sumie pierwszy raz widziałam coś takiego. Błyszczały inteligencją i czymś jeszcze. Po chwili spostrzegłam, że miałby naprawdę imponującą postawę, gdyby tylko nie był taki chudy. Cóż, tak to już jest z bezdomnymi.
- A ty jesteś? - zapytał prosto z mostu. Szczęka mi opadła.
- To moja młodsza siostra, Antonina.
- Tośka - poprawiłam go gniewnie.
       Chłopak podszedł do mnie, skłonił się szarmancko i przedstawił:
- Nazywam się Cyprian Wyszkowski - uśmiechnął się, ukazując proste, białe zęby. No i kły. O rany, to nie był żart? - Czy mogę się napić?
       Z początku pomyślałam, że chodzi mu o moją krew, ale to przecież nie mogło być prawdą. Spojrzałam w stronę szklanki z wodą i kiwnęłam głową potwierdzająco. Jednak on nie drgnął, jakby na coś czekał. Nie wiedząc już co robić, odezwałam się:
- Jasne, nie krępuj się. Pij.
       Wtedy jego uśmiech naprawdę się rozciągnął i zrobił krok w moją stronę. Dopiero chwilę potem zauważyłam, że mojego brata nie ma już w kuchni. Od kiedy byliśmy tu sami? Rozejrzałam się zaniepokojona, nie wiedząc zbytnio co robić. Cyprian podchodził coraz bliżej, jego krok był sprężysty i pełen gracji, jak u pantery, a niebieskie oczy nabrały jeszcze większego blasku i wyglądały jak gwiazdy. Zwróciłam też uwagę na to, że ma bardzo długie nogi i szerokie barki. Gdyby tylko był zwykłym chłopakiem...
- Chętnie wrzucę coś na kieł, dawno nie jadłem, wiesz? - powiedział niskim głosem, a ja zadrżałam. Nawet nie wiedziałam czy ze strachu, czy innego powodu. Pewnie cofnęłabym się w tył, gdybym tylko nie siedziała dalej na tym przeklętym krześle.
- Moja lodówka, twoja lodówka, droga wolna. Chętnie wskażę ci drogę, jest tam - wskazałam drżącą ręką, a on się zaśmiał. Pokręcił tylko głową i spojrzał na mnie zadowolony. Chwilę potem już był przy mnie.
       Podniósł mnie z łatwością, jakbym nic nie ważyła i już stałam naprzeciw niego, opierając dłonie o jego ramiona i starając się go odepchnąć.
- Co ty wyprawiasz?!
- Usiłuję się napić, nie utrudniaj - mruknął niezadowolony i wzruszył ramionami w taki sposób, że moje dłonie podjechały do góry i objęły go za szyję. - Tak lepiej.
- Przestań! - powiedziałam wysokim głosem, starając się wykręcić głowę tak, by nie dosięgnął mojej szyi.
- Sama pozwoliłaś - mruknął już pewnie zdenerwowany. Wyglądał na głodnego.
- Kamil! Gdzie Kamil?
- Wyszedł kupić mi jakąś krew w banku.
- Kiedy? - powiedziałam zdziwiona, dalej próbując się od niego odepchnąć.
- Jakiś czas temu, kiedy wpatrywałaś się w moje oczy - w końcu nie wytrzymał i jedną ręką złapał mnie pod brodę i odsunął głowę, torując drogę do żyły na szyi.
- Nie wpatrywałam się! - jęknęłam rozpaczliwie, kiedy poczułam jego ciepły oddech na szyi. O matko, on naprawdę zamierzał mnie ugryźć.
       Cyprian mruknął coś niezrozumiale, ale wiedziałam, że oznaczało to, że wiedział jak było. A było inaczej. Przejechał językiem wzdłuż linii na której wyraźnie można było wyczuć puls. Oboje zadrżeliśmy i muszę przyznać, że raczej z tego samego powodu. Poczułam na skórze jego usta i delikatne ukłucie ostrych kłów. Westchnęłam, nie wiedząc czy mam się bać. Ogólnie nie miałam pojęcia czego mam się spodziewać. Cyprian mruknął, a mi się zakręciło w głowie. Moje uczucia nagle uległy gruntownej zmianie.
       Drżałam w jego ramionach, a on przesuwał ustami po mojej szyi, szukając najlepszego miejsca w które mógłby się wgryźć. W końcu znów poczułam ukłucie, tym razem mocniejsze i nie będę ukrywać, bardziej bolesne. Sapnęłam cicho, ale ból po chwili zniknął i zastąpiło go bardzo przyjemne uczucie. Poczułam się bardzo komfortowo, jakbym została do tego stworzona. Przytuliłam się do niego i westchnęłam. Słyszałam jak przełyka raz za razem i poczułam coś dziwnego w dole brzucha na myśl, że pije właśnie moją krew.
       Oderwał się na chwilę i zaczął oddychać głęboko.
- Jakim cudem jesteś taka słodka? - zapytał zdziwiony i ugryzł mnie znowu.
       Zrobił tak jeszcze kilka razy, więc moja szyja pełna była ugryzień, a wzrok powoli mi się rozmazywał i ledwo stałam na nogach. Chyba wypił ze mnie za dużo. W końcu usłyszałam trzask drzwi, a następnie szelest reklamówki i odgłos odstawiania butów na szafkę.
- Już jestem! - krzyknął Kami. - Przepraszam, że zajęło to tak... o cholera!
      Wtedy właśnie wszedł do kuchni, a ja spojrzałam na niego z uśmiechem. Chciałam podnieść rękę i mu pomachać, ale byłam zbyt słaba i nie mogłam się nawet ruszyć. Mrugnęłam raz i drugi, starając się wypatrzyć czy faktycznie mam dwóch braci, czy to tylko jeden.
- Cyprian, puszczaj ją!- krzyknął blondyn podbiegając do wampira i złapał go za ramię. Czarnowłosy warknął, ale puścił mnie, a ja osunęłam się na blat stołu.
- Nie przeszkadzaj mi!
- Ona zaraz umrze! Nie widzisz tego?! - Kamil krzyczał bardzo głośno, ale słyszałam to raczej jak echo. Było to strasznie śmieszne odczucie.
- A, faktycznie - chłopak wyglądał na bardzo spokojnego, jakby w ogóle się tym nie przejął. - Ale spokojnie, nie umrze jak każdy.
- Jak to? - mój brat pobladł i spojrzał na mnie.
- Normalnie...- dalszej części rozmowy nie usłyszałam, ponieważ zapadła ciemność. Chętnie osunęłam się w jej ramiona, byłam nieziemsko zmęczona.
       Kiedy się obudziłam, wokół było ciemno i cicho. Podniosłam się na łokciach, co dziwne - miałam bardzo dużo siły. Chciało mi się też pić. Rozejrzałam się wokół i zrozumiałam, że jest noc, a Kamil właśnie spał sobie spokojnie na moim fotelu. Wszystko było jasne i wyraźne, a dźwięki jakby głośniejsze. Nagle poczułam słodko-gorzki zapach i zerknęłam w stronę mojego stolika nocnego.
       Zauważyłam wysoką szklankę, pełną ciemnego płynu. Łypnęłam na niego podejrzliwie, ale był jedyną płynną rzeczą, która mogła mi pomóc. W sumie to pewnie jakiś sok, prawda? Podniosłam naczynie i przechyliłam je, pozwalając spłynąć napojowi prosto do mojego wyschniętego gardła. Poczułam smak gorzkiej czekolady, tylko jakby ostrzejszy i chłodny. Z niecierpliwością wypiłam całą szklankę i rozejrzałam się za następną, lecz niestety jej nie zauważyłam. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że na moich kolanach leży mała karteczka. Musiała także leżeć na stoliku.
      Co było dla mnie zadziwiające, potrafiłam ją odczytać nawet w takiej ciemności.

Zostawiam Ci tu coś smacznego, kiedy się obudzisz pewnie będziesz głodna. Przykro mi, że nie mogę być wtedy przy tobie, ale muszę załatwić parę rzeczy, skoro tak już się stało. W sumie to jestem zadowolony. W każdym razie, przyjadę po ciebie jutro wieczorem, prześpij cały dzień, musisz odpocząć.
                                      Do zobaczenia, Antonino Wyszkowska!
P.S. Wiesz, że wypiłaś właśnie szklankę pysznej, świeżej krwi? :)

     
O cholera, słucham?


No właśnie tak to się wszystko skończyło. Wyszło bardzo długie i w sumie jest to chyba forma przeprosin, za moją długą nieobecność. Jednak są jeszcze wakacje, a w moim życiu dużo się ostatnio dzieje. Poza tym, bardzo trudno mi też znaleźć słowa, więc mogło wyjść po prostu słabo. Z góry przepraszam, Healy :(
P.S. Przeczytał to ktoś? Bo mi się nie chce... Haha.

      

2 komentarze:

  1. Nareszcie. Czekałam długo, właściwie to myślałam, że ktoś już cię porwał czy coś w tym stylu.
    Mam nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział Anahi (Noah!). Ale będę czekać, bo rozumiem, że wakacje itp. Każdy chce trochę odpocząć.
    No więc tak - co do One Shota - uważam, że wyszło naprawdę dobrze i cieszę się, że było takie długie! Dobrze odnajdujesz się w każdym temacie, więc nie było mowy, aby skończyło się to inaczej. Bardzo przyjemnie się czyta, bo błędów brak, jak zawsze zresztą.

    Nie będę się więcej rozpisywać, ponieważ wiesz, że uwielbiam twoją twórczość :))

    PZdr.
    opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. one shot naprawdę super. :)
    szczerze to nie spodziewałam się, że to napiszesz. :) dzięki.
    a skoro tak to może tym razem coś o cyborgach ? :d
    tym razem nie napiszę nic więcej bo jak wiesz musiałabym użyć tych samych słów co zawsze. :)

    OdpowiedzUsuń