niedziela, 13 lipca 2014

Władcy Olimpu (3)

No więc wracam tutaj do Was znów. Dzisiaj w towarzystwie całego wspaniałego Panteonu i paru bohaterów. Dzisiaj jeszcze opowiadanie to nie przejdzie do "akcji właściwej", a będzie przedstawione z punktu widzenia drugiego, niezwykle istotnego bohatera. Mam nadzieję, że Was to nie zanudzi, zanim zacznę pisać o tym co dzieje się na Arenie na bieżąco, a co z mapą to szczerze nie wiem. Sama nie mam za bardzo jak, a wszyscy znajomi twierdzą, że nie potrafią (ojoj sierotki!) :) Zaraz po tym spodziewajcie się Anahi i mam małe pytanko - chcecie może tym razem zorientować się w sytuacji z punktu widzenia Kai'a, albo Noah? Mogę dla was taki speszyl zrobić. Zapraszam do czytania :)



Alexander
   
      Dwaj wielcy bracia od narodzin przyglądali się pewnym bliźniakom. Razem z upływem czasu coraz bardziej chcieli mieć ich w swoich Obozach, lecz żaden nie godził się na pojedynczego chłopca. Wszystko, albo nic - tak do siebie mówili, patrząc na bawiących się maluchów.
      Pewnego dnia, kiedy Dzeus i Posejdon postanowili rozwiązać swój spór, udali się nad brzeg morza. Tam też skierowali Alexandra i Hektora, synów Antoniusza i Penelopy. Bracia stanęli obok siebie i poczęli rozmawiać:


- Dlaczego tu przyszliśmy? - zapytał ciemnowłosy Alex, o oczach złotych jak runo baranka, który od niechybnej śmierci dzieci Nepele ocalił.
- Chciałem obejrzeć przepływające hippokampy - odpowiedział mu chłopiec o włosach niczym najsłodszy miód, który wierne pszczoły znosiły wybawcy Olimpu. Zwał się on Hektor i był lichszym z braci, tężyzna jego nie dorównywała bratu, który wyrosnąć miał na mężnego młodzieńca.

- Mogliśmy przecież pójść nad jezioro, tam mamy oswojone - mruknął pierwszy z chłopców, który był szczyptę wyższy.
- Nie rozumiesz...- westchnął
Hektor, który usiadł na skarpie i wychylił nogi poza krawędź klifu, zapatrując się w zderzające się fale. - Dzisiaj przepływa tędy orszak Posejdona. To podobno bardzo zachwycający widok, wielu ludzi zostaje po zobaczeniu tego natchnionymi poetami i śpiewakami. Poza tym oswojony morski koń, nie równa się temu dzikiemu, który rozkazy przyjmuje tylko od boga.
- Nie przypominam sobie, żebyś został poświęcony Apollinowi, że tak zachwycasz się sztuką - Alexander usiadł koło brata i spojrzał w tę samą stronę, co on.
- Chcę to po prostu zobaczyć, więc siedź cicho i czekaj - młodszy z bliźniaków miał w sobie jakiś rodzaj sympatycznego autorytetu, więc brat posłuchał go raczej dlatego, że chciał niż musiał.
      Posejdon z cwanym uśmiechem spojrzał na Dzeusa, zachwycony tym, że dziecko jest nim tak zafascynowane. Czuł swoją przewagę i zamierzał ją wykorzystać, jeszcze tylko uzyskać trzeba było zdanie drugiego chłopca.
       Naraz ze spienionych fal morza wychynęły końskie łby, parskające i rzucające się na prawo i lewo. Grzywy mieniły się świeżą zielenią, a skórę pokrywało wielobarwne futro, lśniące od pokrywającej je wody. Powoli, gdy ciała hippokampów wynurzały się spod wody, sierść zamieniała się w prawdziwe, rybie łuski. Zaraz za nimi wyłonił się przecudowny rydwan, na którym dumnie stała Amfitryta, w zwiewnej szacie. Wokół niej z wody wyskakiwały radosne delfiny, rozchlapując wodę i wyginając swe grzbiety.
      Straż przy niej pełniły nereidy, trytony i inne bożki morskie, takie jak na przykład Glaukos, którego ukochana Skylla zmieniła się w morskiego potwora. Widok ten naprawdę zapierał dech w piersi, ale niósł ze sobą też ulotne wrażenie, którego nikt nie mógł się pozbyć. Echo głosu, który powtarzał, że to nieosiągalne życie dla kogoś takiego jak oni.
     Chłopcy wpatrywali się wielkimi oczami w scenę, która się przed nimi rozgrywała. Nieświadomie złapali się za ręce, kiedy morska toń pięknym, melodyjnym głosem zaczęła wabić ich do siebie. Taką to już miała siłę, przyciągała i kusiła, co dla wielu niepewnych ludzi skończyło się w dość tragiczny sposób, ale oni wiedzieli, że mają jeszcze wiele do zrobienia na tym świecie. Nie chcieli zdążać do Hadesu w tak młodym wieku.
- To...Brak mi słów, bracie - powiedział Alexander, przyciszonym głosem, jakby był to wielki sekret, który chciał zachować między nimi.
- Cudowne, niesamowite... Chciałbym kiedyś uczestniczyć w czymś takim - westchnął młodszy chłopak, swe utęsknione spojrzenie kierując na morze.- Podziwiam Posejdona.
- Ja chyba też, choć jest tylko bratem Dzeusa.
- My też jesteśmy braćmi...
- Będziemy nimi na zawsze, bez względu na wszystko - uśmiechnął się ciemnowłosy i krzyknął w dal:
- Rodzina zawsze jest najważniejsza, bracia nawet po śmierci!
     Posejdon zatryumfował.

     
Alexander rozejrzał się po dziedzińcu Wyższej Szkoły Bogów, gdzie panowała niezwykła wrzawa. Dzisiaj była trzynasta rocznica zwycięstwa Obozu Dzeusa, co było wielkim i wzniosłym wydarzeniem w całym kraju. Westchnął świadomy, że i w tym roku nie będą w nim uczestniczyć.
- Alexander, chodź! Już idziemy - usłyszał za sobą głos Samanty, która pociągnęła go przy tym za ramię.
      W zbiegowisku nikt nie zauważył jak trójka uczniów znika pomiędzy drzewami i idzie głęboko w las. Wędrowali tak, drogę oświecały im tylko liche promienie słońca przenikające przez korony drzew. Wokół nich tętniło życie, które obserwowało ich pilnie swymi ślepiami. Podejrzliwe, niepewne. Liście drżały, szumiąc delikatnie, jakby chciały uspokoić rozgorączkowane stworzenia kryjące się w mroku.
      Alexander, Hektor i Samanta chcieli spędzić ten dzień nad wodą, jak zwykle zresztą. Udali się więc w miejsce, gdzie rzeka wpadała zgrabnie do jeziora. Tylko oni tam przychodzili, więc uznali je bezsprzecznie za swoje. Usiedli przy brzegu i rozejrzeli się. To miejsce jak zwykle wprawiało ich w zachwyt.
      Przezroczysta woda delikatnie się kołysała, wzbijając małe fale, a dźwięk jaki temu towarzyszył koił ich uszy. Pod powierzchnią widać było różnorakie ryby zmierzające w te i z powrotem. Trawa wokół była miękka i pachnąca, można się było założyć, że jest również słodka. Niebo było jasne, bez ani jednej chmury, a słońce przyjemnie łaskotało promieniami po skórze. Pogoda idealna na ucieczkę z uroczystości! Byli przekonani, że nie dostanie im się za to nic innego jak zwykły wykład od dyrektora. Mylili się.
      Kiedy tak odpoczywali, woda zaczęła niepokojąco szemrać, lecz oni nie zwrócili na to uwagi. Zlekceważyli to. Była to bardzo zła decyzja, ale nikt nie spodziewał się takiego toku wydarzeń. Fale od strony jeziora i rzeki zderzyły się ze sobą i prysnęły na nich pojedyncze krople. Poderwali się i rozejrzeli wokół. To co zobaczyli, przekroczyło ich najśmielsze oczekiwania.
      Z jednej strony nadpływała Skylla*, machając swymi sześcioma potwornymi łbami, w każdym po trzy rzędy zębów się mieściły. Młóciła wodę swoimi dwunastoma łapami, szybko się przemieszczając. Z drugiej strony nadpływała Hydra Lernejska, której osiem wężowych głów mrużyło wściekle oczy. Ogromne ciało, podobne do psa, niemożliwy do pokonania wróg. Na miejscu każdej jednej uciętej głowy wyrastały dwie, albo trzy nowe.
      Cała trójka jakby skamieniała, choć nie było w pobliżu Meduzy. Patrzyli na zbliżające się do siebie potwory, wydające niepokojące odgłosy, takie jak bulgotanie czy charczenie i posykiwanie. Alexander nie mógł się ruszyć, choć bardzo chciał. Marzył, by móc krzyknąć do Samanty by uciekała. By odepchnąć brata w przeciwną stronę. Nie zrobił tego.
      W jednej chwili stwory natarły na siebie z okropnym rykiem. Dźwięk rozdarł powietrze i zadzwonił chłopakowi w uszach echem, jak robił jeszcze przez wiele lat później. Woda wylewała się za brzegi, a słońce automatycznie zakryło się chmurami, jakby nie chciało na to wszystko patrzeć.
      Nie minął moment jak ich zauważyły. Przestały się na chwilę sprzeczać, mierząc ich wzrokiem. Wszystkie łby rzuciły się na raz w ich stronę. Dopiero to pozwoliło im się ruszyć. Uciekali przed siebie, umykając przed atakami. Alex był najszybszy, więc miał największe szanse na przeżycie. Pewnie miałby je i Hektor, gdyby nie przewrócił się o wystający z ziemi pień. Jeden z łbów Hydry rzucił się zaraz za nim, lecz chybił. Z drugiej strony Skylla oblegała Samantę.
      Chłopak zobaczył na ziemi nóż, który prawdopodobnie upuścił, kiedy tędy przechodzili. Rzucił się po niego, a gdy poczuł go w dłoni automatycznie się uspokoił. Stal koiła jego zmysły. Miał wybór. Ratować brata, albo ukochaną.
      Trawiła go gorączka strachu. Nie wiedział co robić, jak postąpić w takiej sytuacji. Czyje życie poświęcić, przecież ktoś musi umrzeć! Zaciskał i rozluźniał pięści. Wziął głęboki oddech i już miał ruszyć w kierunku brata, kiedy usłyszał krzyk. Rozdzierający uszy wrzask, który wydała jego dziewczyna. Odwrócił głowę akurat by zobaczyć, jak łeb Skylli szybko pochyla się i mocno gryzie ją w bok.
- Alex, Alex, pomóż mi! Ratuj mnie - słyszał.- Nie chcę umierać, Alexander!
      Łkanie i krzyki były tak głośne i przejmujące, że bez chwili namysłu rzucił się w jej stronę. Zostawiając za sobą brata. Biegł co sił w nogach, kiedy jeden z ogonów potwora podciął mu nogi i upadł. Owinął się wokół jego lewej nogi, obślizgły i mokry. Ścisnął. Ciemnowłosy krzyknął. Raz. Drugi. Trzeci. Wreszcie Skylla puściła, albo to on przestał odczuwać ból. Poderwał się, nie mogąc oprzeć na zgniecionej nodze. Jego kość była roztrzaskana w drobny mak.
      Znów usłyszał krzyk i to nie swój własny. Tym razem był to Hektor. Znów odwrócił się i ujrzał jak jego brat próbuje przeturlać się na bok, by pysk Hydry go nie dosięgnął. Była to bezsensowna walka. Blondyn ujrzał, że jego brat stoi jak skamieniały i krzyknął:
- Na co czekasz, ratuj ją! Mogę umrzeć, tylko ją uratuj!
      Wtedy Alexandra olśniło. 'Bracia nawet po śmierci!' usłyszał swój głos sprzed lat. Ruszył przed siebie, patrząc w jasne oczy chłopaka. Za sobą znowu usłyszał krzyki, ale się nie obrócił. Nie mógł się rozproszyć. Jedna noga wlokła się za nim po ziemi i była lichym podparciem, ale zawsze coś. Z chwili na chwilę przyspieszał coraz bardziej, ignorując głos Samanty. Hektor nie mógł umrzeć. Nie teraz.
      Bez wahania wbił sztylet w jedno z oczu we łbie Hydry i schylił się po brata. Łeb zaczął się miotać i uderzać na ślepo w ziemię. Ledwo udało im się ich uniknąć. Tym razem to jasnowłosy ciągnął brata po ziemi, żeby jak najszybciej się oddalić. Wył, a łzy ciekły mu ciurkiem po twarzy. Im obu. Kiedy dotarli na skraj lasu, poza zasięg potworów - odwrócili się.
- Alex, nie! Pomocy, Alex - krzyczała dziewczyna, kiedy Skylla podnosiła ją w górę. - Alex, Hektor, pomocy!
      Pozbawiona swej ofiary Hydra rzuciła się do pyska drugiego potwora. Złapała Samantę za drugą nogę i pociągnęła, lecz Skylla nie odpuszczała. Patrzyli jak dziewczyna jest rozrywana na strzępy. Słyszeli jak wrzeszczy. W końcu zobaczyli jak potwory połykają po nierównej połowie ich byłej towarzyszki i zadowolone odpływają w swoją stronę.
       Alexander nie wytrzymał i zemdlał. Miał nadzieję umrzeć, lecz Posejdon nie chciał na to pozwolić, a Dzeus oburzony stwierdził, że to jego obowiązek by uleczyć młodzieniaszka. Kiedy się obudził ciało miał zdrowe, ale umysł już nie taki sam. Brata nie było przy nim i nie było to dziwne. Miał już zasypiać, kiedy do pokoju wpadł posłaniec jego ojca:
- Alexandrze, synu Antoniusza, zostajesz powołany na Arenę Olympu jako podopieczny króla morza, zamieszkasz w Obozie Posejdona i dla niego będziesz walczyć na śmierć i życie - wyrecytował jednym tchem. Ciemnowłosy patrzył na niego bez uczuć w jasnych oczach.
- Hektor...? - zapytał krótko.
- Twój bliźniak także.


Eh, przepraszam, że tak długo trzeba było na to czekać. Przepraszam, że takie długie. Przepraszam, że zapewne nudne. Co do Skylli i Hydry, musiałam pofantazjować, więc nie zgadza się to raczej z Mitologią i jest wytworem mojej nie do końca normalnej wyobraźni. Jeśli są jakieś błędy, z góry przepraszam! Zapewne pisać teraz będę znów Anahi, lecz nie wiem jak szybko ją wstawię. Są teraz wakacje i jak widać posty wstawiam rzadziej, a niedługo jadę odwiedzić Tatę w Berlinie! :) Więc, wyraźcie swoje opinie w komentarzu, jeśli przeczytaliście.

<<Poprzednia część                                                                                             Następna część>>

2 komentarze:

  1. wcale nie jest nudne !
    rozdział wręcz jest przesiąknięty akcją. :)
    jak zwykle bardzo mi się podobał, a twój styl pisania mnie oczarował.
    wiem, że się powtarzam, ale uwielbiam czytać Twoje opowiadania.
    piszesz lekkim piórem, co jeszcze bardziej zachęca czytelników. :)
    coraz bardziej intrygujesz. jestem ciekawa jak połączysz losy bliźniaków z główną bohaterką.
    tak więc czekam na nn. :)
    pozdrawiam, Healy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj. Może mnie pamiętasz, komentowałam kiedyś, któreś z twoich opowiadań, ale mniejsza z tym.
    Wreszcie znalazłam czas, żeby nadrobić wszystkie zaległości na twoim blogu i zabrałam się najpierw za Władców Olimpu. Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem twojego talentu, zaciekawiłaś mnie, a co do tego rozdziału to wcale nie był nudny! Wręcz przeciwnie był bardzo ciekawy i czytało się go szybko jak i przyjemnie, na końcu miałam wrażenie, że był za krótki i chciałam więcej i więcej. Raczej żadnego błędu nie zauważyłam, tekst czysty i przejrzysty, interesująca historia. No po prostu wspaniała książka by z tego była.
    Biorę się za następne. Pozdrawiam ;3
    http://archangel-and-angel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń