środa, 25 marca 2015

Legenda Słowika (11)

Pewnie się będziecie teraz dziwić, ale... Co my tu mamy? Czyżby... Nie, to chyba niemożliwe... Może jednak? Tak, to Anahi! Wiem, że bardzo długo tego nie dodawałam. Wiem, że pewnie się na mnie o to złościcie, ale czasem nie mam siły nawet żyć :p Dzisiaj postaram się zrobić to tak długie, na jakie pozwoli mi siła. Wszystko już mnie ostatnio męczy i mam nadzieję, że przejdzie. Nie będę Wam zrzędzić w poście, który przeznaczony jest na opowiadanie, więc ... just enjoy :D


      Anahi patrzyła na kłapiącego zębiskami wilka. 'To nie Noah' pomyślała. Wyglądał tak samo, ale to nie był on. Wiedziała to instynktownie i nic, ani nikt, nie zmieniłby tego przekonania. Po prostu by nie dał rady. Mimo, że wiedziała jak realne jest zagrożenie, nie bała się o siebie. Bała się o niego. Krzyknęła, kiedy Tea stanęła dęba, łapiąc się grzywy. Przylgnęła do niej najmocniej jak umiała, byleby nie spaść i nie pogruchotać sobie kości. Oddychała płytko i szybko, nie wiedząc co robić. 'Mów do niej' usłyszała. Wcale nie zdziwiło ją, że opuściła swoje mentalne bariery. Widocznie podświadomie szukała pomocy wszędzie, gdzie tylko mogła. Chyba każdy na jej miejscu postąpiłby tak samo.



      Jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu, kiedy w zasięgu wzroku ukazały się trzy kolejne, ogromne stworzenia. No czy to nie było przypadkiem za wiele? Teraz już na pewno nie mieli szans, a przynajmniej nie ona. Całkowicie zapomniała o rozkazie Kai'a, tylko głaszcząc klacz po szyi. Nie śmiała wydobyć z siebie choćby ciut głośniejszego dźwięku niż szmer oddechu. Ku jej zdziwieniu reszta szajki nie rzuciła się na nich. Wręcz przeciwnie, zgodnie skoczyli na Noah. Wtedy już nic nie powstrzymało krzyku, który wyrwał się z jej gardła. Nie mogą mu zrobić krzywdy! Już była gotowa zeskoczyć z wiercącego się niecierpliwie konia, kiedy Kai krzyknął do niej:
- To jego stado!
- Co z tego, atakują go - odpowiedziała zdesperowanym tonem, zastanawiając się jak bezpiecznie zejść.
- Patrz - chłopak powiedział chłodno, trzymając za wodze oba konie.
       Niespodziewanie wilk o piaskowym umaszczeniu legł na ziemi i nie ruszał się. Zabili go? Nie mogli, przecież należał do ich stada, tak powiedział Kai. Raczej by się nie mylił. Anahi patrzyła zaszokowana na nieruchome ciało, nie bardzo wiedząc jak reagować. Jej twarz powoli zaczęła wykrzywiać się w grymasie bólu i rozpaczy, kiedy usłyszała głęboki, męski głos.
- Żyje, ale będzie nieprzytomny tylko przez chwilę, więc spokojnie.
       Dziewczyna odwróciła się i spojrzała prosto w oczy stojącego naprzeciw człowieka. Wiedziała kim jest, wyprostowała się i posłała mu nieufne spojrzenie.
- Ralph - kiwnęła głową od niechcenia.
      Mężczyzna przez chwilę się jej przyglądał, przechylając głowę. To zachowanie skojarzyło się jej z pewnym osobnikiem, który aktualnie leżał rozpłaszczony jak żaba rozjechana na drodze. Spojrzenie Any od razu powędrowało do wilka, zdradzając przepełniający ją niepokój. Na ile mogła zaufać tym ludziom? Pamiętała jak Noah kłócił się z ojcem, ale w której rodzinie nie było sporów? Fakt, wyglądało to dość ostro i nieprzyjemnie, ale może... Może to nie było nic poważnego. Miała nadzieję, że ma rację. Zadała nurtujące ją od pewnej chwili pytanie:
- Co mu się stało? Normalnie chyba by nas nie zaatakował, prawda?
- Sądzisz, że aż tak dobrze go znasz, dziewczyno? - parsknął kpiąco jej rozmówca.
- Sądzę, że nie powinieneś odpowiadać pytaniem na pytanie - odpyskowała mu. Nie wyglądał wcale na dużo starszego, choć pewnie tak samo jak w przypadku wampirów, wiek wcale nie miał dla niego znaczenia.
- Tak? A od kiedy to przeszliśmy na 'ty'? - prawie warczał, wiedziała to. Nozdrza rozdymały mu się jakby miał zaraz wciągnąć nimi ją w całości. Cały stężał, a jego szczęka drżała. Nie ustąpiła mu spojrzeniem, może i była głupia. Kto ją tam wie.
- Co mu się stało? - ponowił jej pytanie Kai, a oni oboje drgnęli, automatycznie na niego spoglądając.
      Wampir siedział na swoim majestatycznym, karym koniu i patrzył na wilkołaka z wyższością. Naprawdę wyglądał jak książę z tym chłodnym wzrokiem i ustami zaciśniętymi w wąską kreskę. Prawdopodobnie był zły, że go zignorowali, cały Kai. Jeśliby przyjrzeć się z bliska, to miał szerokie ramiona, nawet bardzo. Ogólnie wydawał się jeszcze bardziej postawny na koniu, choć normalnie też nie można było go nazwać chuchrem. Czy tylko ona była taka mała? Zastanawiała się nad tym chwilkę, po czym obróciła się, cały czas zdezorientowana, kiedy usłyszała odpowiedź:
- Wypuścił wilka na wolność.
      Było to krótkie i bardzo rzeczowe stwierdzenie, które chłopak skwitował głębokim westchnieniem. Jedną ręką przeczesał swoje ciemne włosy i zadał Ralph'owi kolejne pytanie.
- Kiedy może wrócić do mnie na służbę? Będę go potrzebował - Anahi zastanawiała się do czego. Jadą w końcu do królestwa wampów. Zanim zdążyła sformułować jakąkolwiek myśl, usłyszała szuranie.
      Spojrzała przed siebie, spoglądając przez łeb spokojnego już zwierzęcia i zauważyła jak Noah się podnosi. Stał chwiejnie na łapach i wyglądał jak jedno, wielkie nieszczęście. Dziewczyna przestraszyła się, że zaraz upadnie i tym razem już nie będzie mógł wstać. Wtedy spojrzał w jej stronę. Nie ruszyła się z miejsca, wpatrując się w jego intensywnie zielone oczy. Wilk przekrzywił łeb i lekko się zatoczył. Ana czuła jak jej oczy rozszerzają się i już chciała powiedzieć komuś, żeby go podtrzymał, ale on spojrzał na nią i mylnie zinterpretował wyraz jej twarzy. Zaskomlał i rzucił się w gęstwinę lasu, biegnąc jak pijany, ale dalej przed siebie.
- Cholera, Noah! - krzyknął Ralph. Spojrzał wymownie na dwa pozostałe basiory, które natychmiastowo pobiegły za swoim pobratymcem. - Muszę iść za swoim synem, zwrócę ci go jakiś czas po pełni. Musi się zregenerować.
      Przerwał na chwilę, patrząc na dziewczynę.
- No i ochłonąć.
      Pierwszą myślą jaka przyszła Anahi na myśl, było to, że wiedział. Jakimś cudem domyślił się co zaszło, albo widział to. Kto go tam rozszyfruje. Starała się nie pokazać nic po sobie, trzymanie kamiennej twarzy jako tako jej wychodziło, ale serce galopowało w piersi. Nie wiedziała jak długo tak wytrzyma, zaciskając szczęki i patrząc w te niebezpiecznie iskrzące oczy. Denerwowało go to, że się mu stawiała i była tego bardziej niż świadoma. Przecież był alfą, nie mogło być inaczej. Ni stąd, ni zowąd pomyślała sobie, że Noah jest do niego trochę podobny. Nie chodziło tu o wygląd, ale o to, że ich postawa zawierała tyle samo pewności siebie.
      Mężczyzna zmrużył oczy, warknął i rzucił się biegiem w las. Nie zmienił postaci, widocznie nie było takiej potrzeby. Anahi w końcu odetchnęła i spojrzała na Kai'a, który z powagą wpatrywał się wprost przed siebie. Przez chwilę nic nie mówiła, po prostu na niego patrząc, dając mu chwilę spokoju. Kiedy w końcu otworzyła usta, żeby zadać pytanie, on zdążył odezwać się pierwszy:
- Nie ma co tracić czasu, jedziemy na dwór.
- Jak tak o tym pomyślę, to mam pytanie do Ciebie, Kai - powiedziała ostrożnie.
- Jakie? - uniósł brew, patrząc na nią kątem oka.
- Jak masz zamiar dostać się stąd aż do Pensylwanii? Jesteśmy w końcu w Anglii... nie w Ameryce.
- Naprawdę? Nie zauważyłem! - prychnął niezadowolony. Czyżby wyszła jego książęca natura?- Za kogo ty mnie masz? Tak się przyjemnie składa, że ojciec jest teraz w Zimowym Pałacu, który mu podarowałem, żebym nie musiał na każde święta przemierzać takich zabójczych odległości. On bardziej lubi wycieczki niż ja.
- Ty szczwana bestio!
      Anahi wcale nie przemyślała swojej wypowiedzi, po której zapadła cisza. W dalszym ciągu nie rozumiała co ją wywołało, tym bardziej, że nie miała zamiaru go w żaden sposób obrazić. Zmarszczyła brwi, wzdychając głęboko i jeszcze raz zastanawiając się, dlaczego tym razem jej słowa go zdenerwowały. Przesadziła? Może martwi się o Noah? W sumie to nie jest wcale takie mało prawdopodobne, przecież miał ludzkie uczucia. Tak przynajmniej podejrzewała dziewczyna. Poprawiła się w siodle, zauważając jak niewygodnie jej się siedzi i jak bardzo zaczynają boleć ją uda. Pewnie jak zsiądzie, to będzie wyglądała jak pingwin. Poza tym, podróż na końskim grzbiecie wcale nie była taka zła, a Tea była wygodna. Po prostu przyjęta pozycja, w której dziewczyna musiała się utrzymywać była niemiła. Tym bardziej, że Anahi była nieprzyzwyczajona do tego typu sportu.
       Naraz usłyszała coś, czego kompletnie się nie spodziewała. Tętent kopyt grzmiał z daleka dość wyraźnie. Zaniepokojona spojrzała na Kai'a, który ze stoickim spokojem jechał naprzód. Na grzbiecie dużego Szafrana wyglądał niezwykle pewnie, choć zwykle kiedy stał wyprostowany też miał tę swoją władczą postawę. Zdała sobie sprawę, że to pewnie dlatego chłopak jej nie odpowiadał. Jego wampirzy słuch musiał sprawić, że wcześniej zdał sobie sprawę z tego, że ktoś nadjeżdża w ich kierunku. Wyglądał na dość rozluźnionego, więc Anahi też nie bała się jakoś specjalnie. Prawdopodobnie przy nim nic jej nie groziło. 'Obyś się nie zdziwiła' usłyszała parsknięcie.
- Kai!
      'Słucham?' ton jego głosu, a raczej ton myśli miał pytający wyraz.
- Cholera, Kai! Mówiłam Ci już coś!
      ' Mówiłaś mi wiele rzeczy' stwierdził rzeczowo. Po pełnej ciszy chwili dodał jeszcze 'W końcu bardzo lubisz gadać' znów się do niej uśmiechając, oczywiście mentalnie. Połaskotało ją to po umyśle, znów jak ciepły promień słońca. Jak umysł może łaskotać? Widocznie może.
- Mówiłam Ci już, że nie lubię jak czytasz mi w myślach, czy do mnie mówisz, czy się uśmiechasz czy robisz cokolwiek innego w moim prywatnym umyśle - rzuciła niezadowolona, kładąc nacisk na to jedno kluczowe słowo. Prywatnym.
      Nawet nie zauważyła momentu, kiedy pojawili się przy nich dwaj rośli mężczyźni na siwych koniach. Nie była do końca pewna do jakiego stopnia mogła być nieostrożna, ale musiała zapamiętać, żeby nie angażować się więcej w telepatyczne rozmowy do tego stopnia. Kiedy przyjrzała się przybyszom odkryła, że są bladzi tak samo jak Kai. Ubrani też byli w dość nowoczesny sposób, który zapewne ułatwiał im jazdę, a także nie obciążał ich już dodatkowo. Sam oręż musiał dużo ważyć. Spostrzegła wystające zza ich pleców tarcze i przytroczone do pasa miecze. Przełknęła ślinę, obserwując ich dość spokojnie. Wyglądali dość młodo, może byli w wieku Kai'a. Może byli jego kolegami, kto wie? Póki co, nikt się nie odezwał.
       Tajemnicza dwójka skłoniła się wampirowi. Chłopak nie odwzajemnił ich gestu, nie musiał. Jasne, wysokie stanowisko na zamku. Anahi zastanowiła się chwilę i doszła do wniosku, że nazywanie go po rasie niezbyt się teraz sprawdzi, przecież oni byli tacy sami jak on. Jak powinna inaczej go nazywać?
       'Może, mój wampir? Brzmi bardzo ładnie! Tak przy okazji, ta dwójka jest z Gwardii Zimowego Pałacu' stwierdził spokojnie.
- Mówiłam ci, żebyś nie wykorzystywał moich myśli jako komunikatora! - krzyknęła wściekła. Dwójka strażników zaśmiała się cicho, patrząc po sobie. Jeden postanowił się odezwać.
- Czyli Panicz nic się nie zmienił. Dalej tak samo leniwy, zarówno z kobietami jak i końmi?
- Sugerujesz coś? - warknął czarnowłosy.
- Owszem, że nie chce ci się nawet wysilić mięśni i zapanować nimi nad swoim koniem. Wolisz używać umysłu, bo jesteś próżniakiem - sarknął odważny strażnik. Dziewczyna od razu poczuła gniew jaki emanował od chłopaka obok niej.
- Może chcesz sprawdzić, który z nas lepiej sobie radzi w siodle poprzez wyścig? Zero mocy mentalnych, tylko nasze jeździeckie zdolności. Co ty na to, Samuelu?
- Hm... W takim razie na trzy - stwierdził gwardzista. - Trzy!
      Konie natychmiast zerwały się do biegu, popędzane łydkami i głosowymi komendami. Poleciały przed siebie jak burza i już po chwili dziewczyna straciła ich z widoku. 'Chwila, a co ze mną?' pomyślała spanikowana. Spojrzała w bok i zobaczyła, że drugi strażnik siedzi na swym koniu tuż obok. Patrzył na nią życzliwie.
- Spokojnie, nie zostawił cię. Eskortuję cię bezpiecznie do zamku, pewnie zaczeka przed bramą. Panicz zawsze lubił się popisywać.
- Ty też czytasz w myślach? - zapytała z jękiem i natychmiast zaczęła przywoływać w myślach swój cudowny mur z czerwonej cegły.
- Umiem, aczkolwiek tego nie robię. Widać po twojej minie co myślisz - zaśmiał się. - Jestem Dean, służę w Gwardii Zimowego Pałacu, więc praktycznie siedzę tutaj cały rok, głównie nic nie robiąc. Dopiero pod koniec jesieni wszyscy zaczynają się zjeżdżać.
- Czyli przez pozostały czas naprawdę nic nie robisz?
- Głównie trenuję, zajmuję się trochę końmi i szkolę młodziaki, czasem chronię kogoś z rozkazu Króla czy Panicza.
- Czyli możesz być takim prywatnym, wampirzym Jamesem Bondem? Taki wampir od zadań specjalnych? - zaciekawiła się Anahi.
- W sumie, może to i trochę pasuje. Tylko nie bronię Królowej, bo... W sumie, dlaczego ty nie powiesz nic o sobie? Jesteś człowiekiem, czemu więc Panicz zabiera cię na dwór pełen nieumarłych?
- No, więc nazywam się Anahi Montrey i faktycznie, jestem tylko człowiekiem. Nie wiem dlaczego Kai mnie tam zabiera, kazał mi się pakować od razu, kiedy opowiedziałam mu swój sen i zanuciłam kawałek piosenki jaki mi się przyśnił.
- No, to co takiego go tak ruszyło? - zapytał zaskoczony Dean.
- Pamiętam piękną kobietę w jeszcze piękniejszej sukni, tak ładnie śpiewała. Nie potrafię sobie teraz przypomnieć co - nagle znów usłyszała tę melodię. Słowa za to były inne, powtarzała je wiernie.

Bądź Jutrzenką
Bądź mym brzaskiem
Niech dziś zbudzi cię mój trel
Piękną pieśń znów ułożyłam
Niech jej dźwięk obudzi cię

Pozwól mi zaśpiewać tobie
Nie obawiaj się już nic
Moja piosnka cię obroni
Nie zakrywaj dłońmi lic

Słowik ćwierka znów radośnie
Znowuż słychać jego śpiew
Czego więcej trzeba wiośnie
Od tych słodkich dźwięków więc?

      Anahi spojrzała w bok i znów ją ujrzała. Tę cudowną kobietę, której włosy spływały na kark jak delikatne słoneczne fale. Wiedziała kto to. To Śpiewająca Dama, Słowik. Stała do niej przodem i uśmiechała się, machając jej wolną dłonią. Na drugiej siedział mały, złoty ptaszek i ćwierkał słodko. Kobieta pogłaskała go delikatnie po piórach i zaśmiała się. Był to doprawdy niesamowity dźwięk. Taki...czysty.
      Dziewczyna poczuła jak coś nią potrząsa i Słowik rozmywała się na jej oczach. Chciała krzyknąć, porozmawiać z nią o tym wszystkim. Co to znaczy, czemu ją widzi. Jednak nie miała na to czasu. Otworzyła oczy szeroko i spojrzała nimi wprost na zaskoczonego Dean'a.
- No nie wierzę, ja po prostu nie wierzę - mruknął  pod nosem. - Już wiem co się dzieje, ruszamy szybciej.
      Pogonił jej konia do kłusa i nie odpowiadał potem na jej pytania. Wydawał się bardzo zamyślony, ale w jakiś sposób szczęśliwy. Nim Anahi się obejrzała, już stali pod bramami zamku, gdzie czekali na nich Kai z Samuelem. Wykłócali się o coś głośno.
- Nie, dotarliśmy równo i nie wciskaj mi żadnego kitu, że niby twój koń wyprzedził mojego o długość nogi! To nie jest możliwe!
- Ależ jest, właśnie jest! Folbluty są szybsze od Fryzów, taka prawda. To rasowy koń wyścigowy, a ulubione zajęcie twojego to dębowanie - sarknął Samuel.
- Tobie się wydaje, że go znasz? Czy on wygląda jakby w tej chwili dębował?
- Ja tam nie wiem, twój koń. Jednak prawda jest taka, że to ja wygrałem.
- Po moim trupie! - warknął rozzłoszczony Kai, ściskając mocno wodze.
- No to dziękuję za przyznanie mi racji, przecież już jesteś trupem - gwardzista uśmiechnął się szyderczo.
- Co ty wygadujesz? My jesteśmy nieumarłymi, a nie trupami wychodzącymi zza grobu, żeby...
- Hej, Paniczu, nie wiedziałem, że wieziesz tak cenną przesyłkę - odezwał się siedzący do tej pory cicho Dean.
      Kai spojrzał na niego bez zrozumienia. Zmarszczył brwi w niemym rozkazie, który skierował do strażnika.
- Pół drogi śpiewała, ale za to jak! Zdążyłem na pamięć nauczyć się tekstu i melodii. Mógłbym ją zagrać na skrzypcach - uśmiechnął się.
- To wcale nie było pół drogi, ja raz...
- Nie, nie raz. Powtarzałaś to w kółko i w kółko, ale nie przeszkadzało mi to. Masz piękny głos, zresztą czego innego by się spodziewać.
- Prawda? Też mnie to zachwyciło, ale pewnie przeżyłeś taki szok jak ja. Znam jedną osobę, która śpiewała równie pięknie - westchnął Kai.
- Była to twoja pani matka, chłopcze - odrzekł ktoś głośno.
      Wszyscy na raz odwrócili się w jednym kierunku, jak się okazało masywnych drzwi, które stały otworem. Dwaj gwardziści niemal natychmiast rzucili się na ziemię, nawet nie wiadomo kiedy zeskakując ze swoich koni. Kai patrzył prosto w oczy mężczyzny, a Anahi nie wiedziała co zrobić. W końcu pierwszy raz widziała na żywo króla.


No i jak mi poszło? Postarałam się zrobić to chociaż trochę dłuższe niż zazwyczaj, mam nadzieję, że mi się udało :) Dajcie znać co myślicie pod spodem.
P.S. Choroby trochę rządzą, mam czas coś napisać :P
Pozdrawiam, Nari ~

<<Poprzednia część

2 komentarze:

  1. AAAA! CUDOWNE!
    Jeju, taaaaak!!!
    100/10! Już mam humor na cały dzień <3 Prześwietne.
    Chyba już kiedyś wspominałam, że uwielbiam konie, no nie? XD Kai'a też uwielbiam!
    Mam nadzieję, że nie będę musiała czekać tak długo na następny rozdział :/
    30 sierpnia? Serio? :/ Nie wiedziałam, że aż tyle czasu minęło...
    Jestem jednak cierpliwym czytelnikiem i jeszcze do tego pełnym nadziei! ;p
    Pozdrawiaaaam,
    flaw :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, tym razem tak długo nie będziesz musiała czekać :) Stale coś piszę, tyle ile mogę, ale raczej się nie wykręcam. Haha sama nie pomyślałabym, że tyle czasu minęło. Na szczęście teraz będę miała chwilę, żeby popracować nad sobą i pisaniem. Dziękuję za komplementy! Co do Kai'a, ja też pewnie gdzieś wspominałam, że go uwielbiam. Chyba wszystkich swoich bohaterów lubię...
      Może dziwnie to zabrzmi, ale dzięki, że jesteś :D
      Pozdrawiam ~

      Usuń