piątek, 20 marca 2015

"I was born sick but I love it"

Jestem w trakcie pisania dla Was Legendy Słowika, ale nagle poczułam natchnienie napisania tego małego przemyślenia. Postaram się LS dać Wam jak najdłuższą mogę, obiecuję. Pewnie każdy się domyśli po tytule o czym chce pisać, więc lecimy z tym :) Na wstępie jeszcze tylko wspomnę - jeśli czytając początek zanudzicie się na śmierć, bo będzie trochę nauki, to przewińcie w dół - piszę akapitami, więc łatwo znajdziecie w którym momencie przestaję rzucać faktami, a zaczynam się wypowiadać z głębi serducha.


      Tak sobie właśnie słucham tej sławnej piosenki "Take Me To Church" Hozier, którą pewnie każdy z Was już słyszał, a jak nie - to proszę, macie link. Teraz w sumie chciałabym trochę oświetlić pewne sprawy, żeby każdy z nas czuł się mniej czy więcej zorientowany czytając moje wypociny. Zacznijmy od tego, co to jest płeć? Idąc za encyklopedyczną regułką jest to "zespół cech o charakterze struktur i funkcji pozwalających na sklasyfikowanie organizmów na męskie i żeńskie". Wszyscy rozumiemy, sprawy ptaszków i gniazdek, sklasyfikowanie nas i pogrupowanie. Jak się okazuje istnieje parę rodzajów płci. Zdziwieni? Ja też taka byłam.


      Wypiszę tylko kilka z nich, ponieważ jakby się w to głębiej wwiercać, to trzeba się znać na biologii. Gonady, zarodki i chromosomy - to pominiemy, jak ktoś z Was będzie ciekawy, to internet nie gryzie! Napiszę Wam, że dla mnie moje małe badania były bardzo ciekawe. Więc, wyróżnię:
- hormonalną płeć
- psychologiczną płeć
- społeczną płeć ( tzw. gender)
      Pierwsza polega na tym ile i jakie hormony wydziela nasz organizm. Pewnie nie jest to tajemnicą, że kobiety "zawierają" więcej estrogenu, a mężczyźni - androgenu. Dzięki temu my jesteśmy mięciutkie i okrągłe, a panowie są wyżsi, silniejsi i bardziej kwadratowi. Zdarza się jednak, że coś tam się pomiesza w tym organizmie, prawda? Robi się malutki, okrąglutki mężczyzna albo wysoka i kanciasta kobieta. Różne mieszanki.
      Druga z kolei jest tym, czym się czujemy. Jak się identyfikujemy, za kogo się uważamy. Ktoś się czuje bardziej kobietą, a ktoś mężczyzną. Tak też przecież bywa, znamy to skądś. Ja osobiście tak nie miałam, ale może ktoś z Was miał wrażenie, że powinien mieć między nogami co innego, móc swobodnie zachowywać się tak jak chce. To nie tajemnica, nie wstyd. Bo czego się wstydzić? Hm? Nie wiemy jak wyjaśnić? Bo nie ma czego!
       No, a ta trzecia to już chyba jazda bez trzymanki. Jakby określić krótko to po prostu składnik tożsamości płciowej. Jednak, żeby sprawiedliwości stało się za dość, wrzucę tu małą regułkę, czy jakby to tam nazwać : "jest to suma cech osobowości, zachowań, stereotypów i ról płciowych, rozumianych w danym społeczeństwie jako kobiece lub męskie, przyjmowanych przez kobiety i mężczyzn w ramach danej kultury w drodze socjalizacji, nie wynikających bezpośrednio z biologicznych różnic w budowie ciała pomiędzy płciami, czyli dyformizmu płciowego". Taaaak, też chyba nie lubię naukowych wyjaśnień. Mam nadzieję, że każdy mniej więcej ogarnął o co chodzi, przejdę więc dalej.
       Chciałabym zastanowić się w pierwszej kolejności czy homoseksualizm, biseksualizm i inne odmiany tego typu są problemem lub chorobą? Czy to się leczy? Nie sądzę. Jak dla mnie z tym człowiek się rodzi, albo przynajmniej nabywa z wiekiem. Nie uważam też, jakoby było to coś nieprawidłowego. Można zauważyć to zjawisko również wśród innych ras, więc dlaczego tylko u nas jest to tak szkalowane? Prawie wszędzie ten temat jest brany na świecznik i to pod tym negatywnym kątem! Dlaczego?
      Ja nie umiem odpowiedzieć sobie na to pytanie, bo zwyczajnie mój pogląd jest taki, że nie ma w tym nic złego. Niestety, znając samą siebie, wiem z doświadczenia, że najchętniej zgarnęłabym całe zło świata i zamieniła na dobro. Nie umiem patrzeć na jakikolwiek rodzaj krzywdy. Płaczę na filmach, na piosenkach, przy rozmowie, jeśli jestem przy czymś obecna (w większości przypadków ruszam na ratunek, heroiczna ja, jednak nie każdemu można pomóc). Uważam więc, że homo, hetero i bi są wszyscy tacy sami. Jesteśmy cały czas ludźmi, stale nasze organizmy funkcjonują identycznie, skład mamy taki sam. Co chyba najważniejsze, nie zmienił się sposób w jaki odczuwamy uczucia, a miejsce ich ulokowania.
      Nie widzę w tym nic, a nic złego. No i to takiego zupełnego "nic". Uważam, że skoro jesteśmy tacy sami to i powinniśmy mieć takie samo prawo kogoś kochać i móc to okazywać. Nie potrafię też zrozumieć ludzi, którzy twierdzą, że są tolerancyjni, a potem spotykamy ich w dwóch okolicznościach:
a) przechodzą obok obściskującej się pary, która niemal ściąga z siebie ubrania na ulicy, zerkną i idą dalej. Nic, kompletne zero reakcji.
b) przechodzą koło homoseksualnej pary, która trzyma się za ręce i rozmawia, przypuśćmy, że się śmieją - już przystają, oburzeni i wielce zgorszeni, usta otwierając i zamykając, w dość marnej imitacji ryby wyjętej z wody.
     Co się zmieniło w tych dwóch sytuacjach? Tu jest pokazane jak bardzo ludzie są tolerancyjni. Oczywiście, nie twierdzę, że wszyscy tacy są, bo to nieprawda. Dziwi mnie to dalej w niemałym stopniu, gdzie położona jest tu różnica. Społeczeństwo ( w tym Polskie jako jedno z tych, które takich rzeczy akceptować nie chcą), pada na twarz i tarza się we własnej głupocie. Razi mnie to, rani i zwraca moją uwagę na wszystkie możliwe sposoby, bo boli mnie fakt, że ktoś sprawa ludziom cierpienie bo są inni.
      Gdzieś już tak pisałam, ale to poniekąd dzięki temu właśnie świat jest PIĘKNY. Wiecie dlaczego? Bo mimo iż jesteśmy do siebie podobni, fizycznie lub mentalnie, to się różnimy. No i to właśnie te RÓŻNICE dają nam to, że nie jest nudno, że każdy znajdzie coś dla siebie i może być szczęśliwy. Bo każdy może, KAŻDY, bez względu na to czy jest dziewczyną w męskim ciele, czy bardzo kobiecym mężczyzną... Eh, zdaję sobie sprawę z nadużycia capslock'a, ale po prostu ciśnienie mi skacze jak o tym pisze. Jak dla mnie miłość, to miłość. Nie patrzy na wiek, płeć, pochodzenie czy kolor skóry. Patrzy na nas, nasze wnętrza i podobieństwo. To nieraz właśnie dzięki swojej odrębności jesteśmy kimś. Nie jestem nawet do końca pewna, czy czytając to rozumiecie o co mi chodzi...
      Żeby nie było od razu jakichś bezpodstawnych oskarżeń, czy gadania, osobiście jestem heteroseksualna i kochałam kogoś innej płci niż moja. Jednak znam osoby homoseksualne i jak dla mnie - nie różnią się niczym. Są dalej sobą, oddychają tym samym powietrzem co ja, ich skóra jest niemal taka sama w dotyku jak moja własna (a różnica chyba nie polega na orientacji seksualnej, co?). Dlaczego więc aż tylu ludzi miota się, jak zwierzę zamknięte w klatce i święcie przekonane, że zaraz je do czegoś zmuszą? To, że istnieją ludzie inni niż oni sami, nie zmuszają ich od razu do zmiany orientacji.
      Wracając do tej pięknej piosenki, która niesamowicie mi się podoba pod względem melodii, jak i tekstu. Przyjrzyjmy się teledyskowi. Jest para homoseksualistów, gejów. Żyją sobie spokojnie, nikomu nie wadzą, są szczęśliwi ze sobą, między sobą i w sobie. Bo taka prawda, nie ukrywajmy. Jednak co to ma do nas? Nie musimy zaglądać im do sypialni, niech robią co chcą, mają do tego prawo. W pewnym momencie pojawia się ktoś, kto swoimi dość ograniczonymi poglądami stwierdza, że to co między nimi zaistniało, jest zwyczajnie "złe". Chce, żeby cały świat składał się z ludzi "prostych", ale co to znaczy? Każdy z Was inaczej to zinterpretuje i wyjaśni, to w końcu kwestia moralna, a te są bardzo trudne. No i zaczyna krzywdzić innych, tylko dlatego, że jemu coś nie pasuje.
        Z kolei czy on ma takie PRAWO? Decydować za innych, układać im życie? Zabierać szczęście lub osobę, która stanowi dla nich cały świat? Jest przysłowiowym oczkiem w głowie? Jak pewnie łatwo zauważyć, ja uważam, że nie. Nie ma takiego prawa, nie powinna nawet o tym myśleć. Ludzie powinni być bardziej empatyczni jak dla mnie.
       Miło by było, gdybyście też napisali pod spodem co sądzicie. Pewnie moje poglądy biją wręcz neonem po oczach podczas czytania, choć pewnie plątałam się w te i we w tę. Nie jestem dobra w takich rzeczach, ale chcę się tym dzielić. Gratuluję każdemu, kto tu dotrwał.

P.S. wiem, że sama piosenka nie do końca tego właśnie dotyczy, ale także dotyka tego tematu. Pewnie, wiem w sumie, że to głównie skupia się na temacie obdzierania ludzi z seksualności i roli Kościoła w tym wszystkim, ale to jak dla mnie już inne przemyślenie :)
Pozdrawiam, ja się zabieram w końcu za naukę :P
Trzymajcie się, Nari ~
hormonalna, psychologiczna, społeczna

http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/dusza/rodzaje-plci_34393.html
hormonalna, psychologiczna, społeczna

http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/dusza/rodzaje-plci_34393.html
hormonalna, psychologiczna, społeczna

http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/dusza/rodzaje-plci_34393.html
hormonalna, psychologiczna, społeczna

http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/dusza/rodzaje-plci_34393.html

1 komentarz:

  1. Serce mi się kraja jak widzę tą nienawiść do innych. A szczególnie jeśli chodzi o miłość. "Love is love" - niby banalne, jednak prawdziwe.
    Nie lubię osób, które mają naprawdę ograniczone horyzonty myślowe. Agh, i tego prostackiego zachowania. Szczególnie denerwują mnie komentarze pod jakimiś przykładowo tolerancyjnymi postami. Argumenty homofobów są zazwyczaj żałosne. No albo w ogóle ich nie ma.
    Piosenkę "Take Me To Church" bardzo lubię. Jakoś dobrze na mnie działa. Ostatnio miałam okazję obejrzeć sobie bardzo fajny filmik; https://www.youtube.com/watch?v=Cen7NhfpMVE&feature=youtu.be
    uśmiechnęłam się jak oglądałam.
    Takie podsumowanie na koniec: uważam, że każdy ma prawo do miłości, ale każdy ma też prawo do nieakceptowania czegoś. Przynajmniej się szanujmy. Czy to, że możemy być innej orientacji nas zmienia? Nie. Oczywiście, że nie. Cały czas jesteśmy ludźmi i powinniśmy się trzymać razem.
    Mam nadzieję, że kiedyś ludzie staną się bardziej tolerancyjni.
    Trzymaj się, Nari!
    A, fajnie, że zaczęłaś LS :))
    Pozdrawiam,
    flawek :DD

    OdpowiedzUsuń