czwartek, 19 lutego 2015

W Mroku (10)

Witam ponownie... Szczerze mówiąc, jestem zawiedziona swoim zachowaniem. Ostatnio myślę tylko o tym, czego nie powinnam w tej chwili pisać. Może, kiedy skończę tę historię - wtedy znowu będę mogła wziąć się za inne. Jednocześnie, nie wyobrażam sobie, że nie będę tego pisać. Tak dużo czasu już w to włożyłam i trudno mi uwierzyć, że kiedyś przestanę to robić. Tak samo przywiązałam się niesamowicie do moich postaci, też tak macie? Jednak to jeszcze nie teraz. Prawdopodobnie wstawię niedługo post do moich "Przemyśleń" bądź "OP" gdzie wyjaśnię poniekąd co się ze mną dzieje, chyba zasługujecie na to. Mam nadzieje, że jakoś ze mną wytrzymacie i dacie radę doczytać te przygody Smoka. Mam też nadzieję, że jeszcze czymś Was zaskoczę. Sprawdźmy :)



      Wargi Saah'a były miękkie i ciepłe. Sam pocałunek wydał mi się czymś całkowicie naturalnym, bo przecież nie było to nic dziwnego. Jakoś w niepamięć posłałam fakt, że jest smokiem i w ogóle nie powinno go być w tym świecie. Także ten, że ja w tym miejscu też nie powinnam się znaleźć. Jednak było mi dobrze, zarówno w tym domu, jak i w jego ramionach. Westchnęłam cicho, myśląc o tym, jakie to wszystko przekoloryzowane. Zostałam porwana przez przedstawiciela innego gatunku, teraz mieszkamy razem i dogadujemy się całkiem dobrze, a na dodatek on właśnie mnie całuje. Schematyczne? Jak diabli.

      Rozbawiło mnie trochę to, że wbrew książkowym opisom, myśli wcale nie uleciały mi z głowy w tempie ekspresowym. Wręcz przeciwnie, zrobił się tam tłok! Były one, w sumie, bez ładu i składu, ale sam fakt, że były. Złożyłam to na karb tego, że jestem dziewczyną. My nigdy nie przestajemy myśleć, na nasze nieszczęście. Wyszło na to, że zamiast skupić się na tym co się działo, myślałam o niebieskich migdałach. I bądź tu mną! Kiedy Saah w końcu się odsunął, spojrzał na mnie i zobaczyłam coś w jego oczach. Na pewno nie było to tym, co każda z nas chciałaby ujrzeć w czyimś spojrzeniu.
      Wyglądał na smutnego i zrezygnowanego. Nie wiedziałam co powiedzieć po ujrzeniu tego, więc po prostu się nie odzywałam. On też. Wstał i odwrócił wzrok, a ja zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo ta sytuacja jest niezręczna. Żadne z nas nie odezwało się słowem tak długo, że smok postanowił pójść spać. Dalej w milczeniu położył się po drugiej stronie łóżka i przykrył kołdrą. Zrobiłam to samo, bo siedzenie w miejscu jak porażona prądem nie było ciekawym pomysłem. Poza tym, było późno w nocy, a ja byłam wyczerpana do granic możliwości.
      Była to pierwsza noc, kiedy Saah nie przylgnął do mnie od razu i zasnął niemal na skraju łóżka. Chcąc, nie chcąc - przez sen i tak przeturlał się bliżej mnie. Mimo, że czułam jego ciepło za plecami i rękę na boku, nie mogłam zasnąć. Oczy mnie piekły, co chwilę ziewałam i gdyby nie to, że bym go obudziła, pewnie wściekle rzucałabym się po całym łóżku. Jednak dalej nie mogłam znaleźć tego, czego szukałam. Nie byłam zestresowana czy spięta, nie odczuwałam nic, poza niepokojem. Coś było bardzo nie tak.
      Łączyłam fakty, wyciągałam wnioski i tworzyłam najróżniejsze teorie. Przybycie Sony, jego niechęć do mnie, hałasy, krew... Także wzrok smoka, mówiły mi, że o czymś nie wiem. Nienawidziłam się martwić, ale to chyba naturalne, że takie wydarzenia nie pozostawiają mi innego wyjścia. Coraz bardziej zaczynała mnie denerwować ta cała stereotypowa sytuacja,  w końcu zaczęłam się zastanawiać czy nie dopadł mnie Syndrom Sztokholmski. W całej tej sprawie zaczynałam widzieć coraz więcej niewiadomych i własnej głupoty. Narodził się też we mnie strach o moje zdrowie psychiczne. Może teraz siedziałam w jakimś miłym pokoju bez klamek, mając halucynacje? Dobra, bez przesady.
      Około piątej nad ranem westchnęłam naprawdę głośno.
- Dalej nie możesz spać? - usłyszałam za sobą zaspany głos.
- Nie, nie mogę.
- Czym się tak martwisz? - padło kolejne pytanie.
- Czym, pytasz? Sam spróbuj o tym pomyśleć. O tym, jak ta cała sytuacja jest absurdalna. Dodatkowo otaczają mnie same niewiadome i jak długo mam tak żyć? A może wcale nie będę żyła? Tego też nie wiem! - zaśmiałam się nerwowo. - Wiesz, jak to jest, kiedy ktoś kontroluje twoje życie? Dawkuje informacje, które mogą do ciebie dotrzeć, traktuje cię protekcjonalnie i nawet nie wiesz co o tobie sądzi? Nie wiesz! Ale powiem ci jedno, ja wiem.
- Lotte... To nie jest tak, jak myślisz. - Saah podniósł się do pozycji siedzącej, po czym zgarbił i złapał za głowę.- Naprawdę chciałbym ci wszystko wyjaśnić, ale... nie mogę. Coś się wydarzyło i może to nie był przypadek, że znaleźliśmy się w jednym miejscu w tym samym czasie. Może to nie był przypadek, że to byliśmy my. Nie mogę ci tego powiedzieć.
- Już nic nie rozumiem, wiesz? - poczułam łzy w oczach i nienawidziłam się przez chwilę za to jak słaba jestem.- Powiedz mi chociaż kim dla ciebie jestem. Tylko tyle. Co znaczę?
       Zapadła chwila ciszy, słychać było tylko nasze oddechy, nierówne. Mój, płytki i przyspieszony, a jego głęboki. Czekałam spięta i czułam jak mocno potrzebuję tej odpowiedzi. Wiedziałam, że w zależności od niej mogę rzucić wszystko, dać sobie spokój z niewiadomymi. Byle wiedzieć.
- Nie mogę, przepraszam - wstał.
- Dlaczego?
      Saah spojrzał na mnie takim wzrokiem, że od razu zrozumiałam, że tego też nie mógł mi powiedzieć. Bądź nie chciał, diabli wiedzą. Wyglądał na tak nieziemsko zrezygnowanego i przygnębionego, że nie mogłam znieść tego widoku. Spuściłam oczy i patrzyłam na własne dłonie, które pocierałam nerwowo. Czekałam co się stanie, może jednak się złamie i dowiem się o co chodzi. Jednak nie mogło tak być, no przecież. Smok wziął głęboki wdech i wyszedł. Nie mając lepszego pomysłu, położyłam głowę na poduszce i pierwszy raz od wielu lat, szczerze się modliłam o nadejście snu. Na szczęście moje modły zostały wysłuchane.
      Nie miałam snów jako takich, żadnej sensownej fabuły. Wyglądało to jak kalejdoskop wspomnień, które migały mi przed oczami i znikały. Niektóre z niedawnego okresu, a innych raczej zwykle nie pamiętam. Okres wczesnego dzieciństwa, kiedy puszczałam latawce na łące. Spojrzałam wtedy za siebie i zobaczyłam dwójkę ludzi. Oboje byli mi zbyt znajomi, ale nie potrafiłam dokładnie powiedzieć kto to.
- Wiesz, że nie możesz - usłyszałam głos.- To nie jest tak, że nie chcę by coś takiego się stało. Rozumiem twoją potrzebę, ale ona po prostu do tego nie pasuje, wiesz? Jedno wam wystarczy, nie ma potrzeby postępować tak... pochopnie.
      Nikt nie odpowiedział. Mniej więcej w ten sposób upłynęło mi parę kolejnych godzin. Kiedy otworzyłam oczy, było około południa i nie ukrywając, zdziwiło mnie to. Nigdy nie spałam tak długo. Jednak prawdopodobnie wyszło mi to na dobre, ponieważ rana ledwo mnie bolała, no i nie czułam skutków bezsenności. Łatwo jednak było mi mówić dopóki leżałam. W momencie w którym postawiłam nogi na panelach zrozumiałam, że to jednak był błąd. Syknęłam nagle.
      Wiedząc, że w takiej sytuacji akurat mogę liczyć tylko i wyłącznie na siebie, wstałam i nie zważając na ból, udałam się przed siebie. Wychodząc na korytarz, obficie przeklęłam szorstki dywan, który ocierał się o podeszwę mojej stopy. Miałam nadzieję, że nic tam nie popsuję. Byłam przywiązana do tej części ciała. Chodziłam z nią wszędzie. Po chwili zastanowienia zdałam sobie sprawę, że nie wiem nawet w jakim celu wyszłam. Wzruszyłam ramionami i z zaciśniętymi zębami ruszyłam przed siebie, postanowiłam odwiedzić kuchnię. Zrobiłabym sobie jakieś treściwe śniadanie i postanowiła co dalej.
      Po chwili marszu, zatrzymałam się, robiąc sobie wręcz przymusowy postój. Ból dokuczał mi dość mocno, ale stwierdziłam, że nie ma tragedii i dam sobie radę. Podniosłam oczy, zdając sobie sprawę, że stoję naprzeciw pokoju, który był niedawno zamknięty. Jak to zapamiętałam? Otóż drzwi wyglądały na starsze, nie tak jak cała reszta. Sfatygowana mosiężna gałka też była tu dość charakterystycznym elementem.
       Ze wzruszeniem ramion postanowiłam spróbować je otworzyć, przecież według schematu powinny być zamknięte. Z początku miałam też takie wrażenie, ale jednak udało mi się w końcu przekręcić gałkę. Usłyszałam kliknięcie i drzwi stanęły przede mną otworem. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
       Przede mną rozpościerał się widok na z pozoru zwykły pokój, jednak na ścianach wisiały zdjęcia różnych ludzi. Były to raczej nieznajome mi twarze, ale jedna ściana mnie zaszokowała. Była cała zapełniona zdjęciami i wycinkami z gazet, bądź wydrukowanymi tekstami. Należała ona do mnie i...
- Czy ty musisz być taka wścibska, Charlotte?
- Jason? - spytałam z automatu, odwracając się. Za sobą ujrzałam przyjaciela mojego smoka, który patrzył na mnie spokojnie.
- Tak wprawdzie to nazywam się Sona, ale to dalej ta sama osoba - odpowiedział mi. - Nie powinnaś tu być.
      Słucham? Kto przejmowałby się takimi bzdurami? Najważniejsze było to, że to jest jednak mój brat. Postąpiłam tak jak zwykle w takich sytuacjach, zwyczajnie się popłakałam.



Pozwólcie, że przerwę tutaj, bo jestem megaaa zmęczona. Muszę też iść wreszcie spać. Macie może jakieś konkretne opinie? Chętnie poczytam!
Pozdrawiam, Nari ~

<<Poprzednia część

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz